Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2008

Dystans całkowity:100.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:100.00 km
Więcej statystyk

Gogołowa

Niedziela, 19 października 2008 · Komentarze(0)
Subregion Zachodni-
czyli Jastrzębie,Gogołowa, Połomia,Mszana, Wodzisław Śląski





W niedzielę 19.10.2008 postanowiłem wybrać się z wyprawą rowerową do Gogołowej-miejscowości, z którą poniekąd jestem związany od zawsze. To właśnie w tej miejscowości mieszkał "za kawalera" mój tata.

Swoją wyprawę rozpoczałem około godz. 11.00 i skierowałem się WTR z Bronowa do Landeka. Tam wjechałem na drogę Jasienica-Strumień i faktycznie jechałem nią aż do Strumienia po drodze odwiedzając Chybie (znajduje się tutaj sanktuarium NMP z Gołysza oraz stawy doświadczalne PAN) i Zabłocie (kiedyś tutaj bywało się ...).Do Strumienia wjechałem przez stary most na Wiśle, która tutaj wlewa się do Zbiornika Goczałkowickiego. Jechałem od razu na Zbytków, gdzie wjechałem na szlak Eurovelo R4, który miał mnie zaprowadzić do Jastrzębia.W Zbytkowie jechałem cały czas wzdłuż tego szlaku. Wjechałem do Golasowic i tutaj skorzystałem z lokalnych szlaków gminy Pawłowice (powiat pszczyński!!!!) i w ten sposób jadąc przez las wyjechałem w dzielnicy Jastrzębia-Bziu Zameckim Tam trasa prowadziła ul.Gospodarską, K.Świerczewskiego i Cichą-pojawiły się też pierwsze podjazdy i zjazdy, a także charakterystyczny dla tego regionu krajobraz z kopalniami ("Pniówek"," Zofiówka"). W Jastrzębiu przejechałem przez las "Kyndra", gdzie znajduje się tor motokrosowy. Niestety remontowano tutaj most na drodze, ale udało mi się jechać dalej aż do wiaduktu, gdzie kiedyś były tory PKP z Zebrzydowic do Jastrzębia-Moszczenicy. Tam jechałem już zieloną trasą rowerową Subregionu Zachodniego, która wiodła do Świerklan. Przejechałem za kopalnią "Zofiówka" i osiedlem, by po kilkunastu metrach wjechać na drogę wiodącą do Gogołowej. Zaraz po wjechaniu w granice administracyjne Sołectwa Gogołowa jest dosyć długi zjazd, a na wprost widać kopalnię "Borynia" i jej hałdę "Borynia-Jar", zaś z lewej strony widać kopalnię "Jastrzębie" z hałdą "Pochwacie". Na kopalni "Jastrzębie" kiedyś pracował mój tata-wcześniej pracował na KWK Moszczenica, ale niestety tamtą kopalnię zamknięto. Wjechałem do centrum Gogołowej i tu napotkałem na strasznie wyglądający wypadek!!! Motocyklista jadący na "ścigaczu" zderzył się czołowo z Fiatem Punto. Z motora nic nie zostało, a auto było bardzo mocno pokiereszowane z przodu. Samochód chyba jechał od Jastrzębia, a motor od Połomii (miejscowość w gminie Mszana-podobnie jak Gogołowa). Na drodze leżeli mocno pokrwawieni ludzie z motora (motorem jechały 2 osoby) i ktoś ich przykrywał kocem. Wkrótce potem nadjechał ambulans i straż pożarna. No cóż ten wypadek to doskonały przykład głupoty-czyli szaleńczej jazdy na "ścigaczu". Nie przypadkiem osoby tak jeżdżące nazywa się "dawcami organów". Roba osobiście nie jest przeciwnikiem motorów, ani motocyklistów, ale zdecydowanie potępia brawurę, która często towarzyszy "jeźdźcom" i zastanawia się: Czy im się tak spieszy na "tamten" świat??? Roba osobiście nigdy nie widział tak dramatycznego w skutkach wypadku. Wstrząśniety tym jak kończy się brawura na "ścigaczach" pojechałem dalej-do góry drogą w stronę domu państwa Mandrysz . Na początku droga ostro pnie się do góry ale potem trud wynagradzają widoki. Jak mówią miejscowi ta dzielnica Gogołowej nazywa się Berlin. Ta droga szczególnie jest mi znana z dzieciństwa. Tutaj wiele razy chodziłem z tatą, z autobusu 168 (jadącego do Gogołowej z dworca w Jastrzębiu) jak jeszcze nie mieliśmy samochodu, a te widoki szczególnie utkwiły mi w pamięci, choć nie raz szliśmy tu po ciemku. Nastepnie przy domu państwa Mandrysz skręciłem na chodniczek (kiedyś wydeptany i błotnisty, a teraz doczekał się betonowych kostek i oświetlenia!!!). Jechałem tym chodniczkiem aż do ul.Leśnej. Tam skręciłem w lewo prosto do domu wujka. Następnie spotkałem się z wujkiem u niego w domu.
Od Bzia aż do domu wujka w Gogołowej teren jest pagórkowaty. Owe pagórki to pozostałość po cofającym się lodowcu.Wiele ludzi sądzi, ze pagórki są efektem eksploatacji węgla kamiennego, co oczywiście nie do końca jest prawdą. Owszem odnotowuje się tutaj wstrząsy sejsmiczne, będące następstwem eksploatacji węgla, które powodują dużą deformację terenu, a domy zabezpiecza się specjalnym zbrojeniem nazywanym po śląsku "ankrami". W domu wujek zapytał mnie czy mam dosyć siły na zwiedzenie okolicy, czy chciałbym wyjść podziwiać widoki z hałdy "Borynia-Jar". Wolałem jednak wybrać się "na kole" (na rowerze) w teren. I tak pojechaliśmy do polną drogą do Gogołowej. Po drodze wujek mówił,że na tej górce kiedyś mój tata i inni jeździli na nartach-faktycznie warunki mieli dobre. Wjechalismy na drogę do Połomii. W Połomii przyjechaliśmy nad jezioro, które powstało całkiem niedawno wskutek osiadania terenu, przez który przepływa rzeka Szotkówka-to znakomity przykład szkód górniczych. Kiedyś były tam domy i pola oraz linia elektryczna. Dziś jest pełno wody, z której wyłaniają się słupy energetyczne-jeden z nich jest już bardzo mocno zanurzony w wodzie-oczywiście nie ma już kabli. Jezioro cały czas się powiększa i pogłębia wskutek notorycznego osiadania terenu. Stanowi ono duże zagrożenie dla pozostałych tam jeszcze domów (jeden z nich niebezpiecznie jest pochylony w stronę wody-dom jest piętowy i zamieszkały!!!) Woda coraz bardziej zbliża się ku domostwom. Wraz z terenem osiada droga, po której jechaliśmy-była już wielokrotnie nadsypywana. Jak poężny jest rozmiar szkód górniczych widzieliśmy na jednym z okolicznych budynków przy brzegu jeziora-szczeliny w ścianach były tak duże, że szło by wsadzić tam całą dłoń. Budynek już nie jest zamieszkały-bo po prostu się do tego nie nadaje!!! W Połomii widzieliśmy też kościół, do którego chodził mój tata. Z nad zalewiska pogórniczego w Połomii, pojechaliśmy do Mszanej, a z tamtąd do Wodzisławia Śląskiego (droga nr 933). Jechaliśmy też przez miejscowość Marklowice-znaną z dowcipów opowiadanych np. przez "Masztalskiego" na Górnym Śląsku. Wjeżdżając do Wodzisławia, wjechaliśmy do lasu, gdzie było mnóstwo wąwozów-to równierz pozostałości po lodowcu. W lesie skręciliśmy do Baszty Rycerskiej zwanej też Wierzą Romantyczną. Niestety któś ją wcześniej bardzo zdewastował i podpalił, przez co ten obiekt popada w ruinę. Tutaj zatrzymaliśmy się na chwilę by odpocząć. Oprócz nas była tam też grupa innych ludzi.Ta neogotycka około 20 metrowa baszta wybudowana w latach 1867-1868 w lesie miejskim na historycznym Grodzisku przez ówczesnego właściciela miasta, zagorzałego romantyka Edwarda Braunsa. Nie nacieszył się nią zbyt długo ponieważ zmarł w 1881 roku czyli 13 lat po jej wzniesieniu. W 1925 roku właścicielami baszty oraz przyległego terenu zostali Stefan Krzystek i Jan Kowol - wodzisławscy kupcy. Utworzyli z niej punkt widokowy oraz restaurację co wiązało się z jej kapitalnym remontem. Wg ówczesnej księgi pamiątkowej wspięło się tam pierwszego dnia otwarcia aż 338 osób. W 1938 roku baszta zaczęła popadać w ruinę, i tak było do 1991 roku kiedy staraniem Towarzystwa Miłośników Ziemi Wodzisławskiej basztę odrestaurowano i utworzono punkt widokowy. W czerwcu 2004 roku baszta została podpalona przez nieznanych sprawców i obecnie popada w ruinę. Po odpoczynku wróciliśmy tą samą drogą do Marklowic, a z tamtąd jechaliśmy bezpośrednio do Połomii-znajdują się tam równierz trasy rowerowe Subregionu Zachodniego i widać czeską elektrownię w Dziećmorowicach.W Połomii ( i wcześniej jak byliśmy w Mszanej) budowana jest autostrada A1.
Tutaj akurat będzie znajdował się odcinek Świerklamy-Gorzyczki-Granica z Czechami. Jak widzieliśmy ostro wzięto się do pracy., bo według planów ma to się tutaj skończyć w grudniu 2009-trzymajmy kciuki żeby tak było. Z Połomii jechaliśmy do Gogołowej i dokładnie tą samą trasą, którą wcześniej jechaliśmy wróciliśmy do domu wujka, a mój licznik wówczas zamotował 60 km. 40 km jest dokładnie od mojego domu w Ligocie do domu wujka.Po krótkim pobycie w domu wujka musiałem niestety się już z nim pożegnać i wracać do siebie. Jechałem ul.Leśną w stronę hałdy boryńskiej, gdzie w pewnym momencie skręciłem (jak wcześniej radził mi wujek) w polną dróżkę (ale dosyć równą), która zaprowadziła mnie do drogi z kopalni Borynia do centrum Gogołowej. Tak oto znalazłem się na drodze 'na Zofiówkę" i jechałem dokładnie ta samą trasą jak wcześniej, kiedy jechałem do Gogołowej, z tym że nie skręcałem już na żadne inne lokalne trasy, tylko "trzymałem się" Eurovelo R4 cały czas, z powodu szybko zapadającego zmroku. Trasa zaprowadziła mnie do Strumienia, po czym jadąc przez Zabłocie, Chybie, Landek wjechałem na WTR i przez Bronów wróciłem do domu, a licznik zanotował równe 100 km.!!!
Wyprawa zakończyła się już po zmroku. Cieszy mnie fakt,że po raz kolejny mogłem odwiedzić strony, gdzie urodził się i mieszkał mój ojciec, a przy okazji dowiedziałem się paru ciekawych rzeczy o tym terenie. Nigdy tez na trasie nie widziałem takiej ilości kopalń-wszak to zagłębie węglowe należy do Jastrzębskiej Spółki Węglowej.Nie obce są tutaj też szkody górnicze, których znakomitym przykładem jest jezioro w Połomii. Smutnym akcentem było to,że natknąłem się w Gogołowej na straszny wypadek. Tutaj równierz muszę podkreślić,że nigdy wcześniej na rowerze nie byłem w Połomii, Mszanej, Marklowicach i Wodzisławiu Śląskim.
Chcesz wiedzieć więcej o Subregionie Zachodnim???
Kliknij na http://www.subregion.pl/

Galeria zdjęć z tej wyprawy znajduje się tutaj. FILMIK Z WYPRAWY JEST www.youtube.com/watch

11.05.2009 podczas samochodowej wizyty w Gogołowej zdobyliśmy hałdę "Borynia-Jar" z buta. Galeria zdjęć z tego wydarzenia jest tutaj.

Po gorkach

Niedziela, 12 października 2008 · Komentarze(0)
Po górkach czyli

Bronów-Landek-Pierściec-Kiczyce-Skoczów-Harbutowice-Górki Wielkie-Świętoszówka-Grodziec-Bielowicko-Wieszczęta-Roztropice-Rudzica-Bronów.

12 października 2008 postanowiliśmy wspólnie z siostrą i wujkiem wybrać się na wyprawę rowerową. Celu tak naprawdę nie mieliśmy-jechaliśmy przed siebie i gdzie oczy poniosą...

Wyprawa rozpoczęła się w Bronowie, skąd WTR skierowaliśmy się do Landeka. Tam skręciliśmy w prawo w stronę Chybia, a w lesie wjechaliśmy na szlak rowerowy wiodący przez Pierściec do Skoczowa. Droga w tym lesie wysypana jesy drobnym kamieniem, ale jedzie się super. Po kilkunastu minutach jazdy lasem wyjechaliśmy we wsi Pierściec. Tam skierowaliśmy się w stronę linii PKP, a następnie pod maszt telefonii komórkowej. Ze wzniesienia, na którym stoi ten maszt rozpościera się ładny widok na Beskidy i Dolinę Górnej Wisły, oraz okolice Jastrzębia. Z tego wzmiesienia zjechaliśmy do Kiczyc, a tam jadąc główną drogą na Skoczów w okolicy oczyszczalni ścieków wjechaliśmy na WTR wiodącą wałem rzeki Wisły, którą przejechaliśmy w okolicy wiaduktu. Przez chwilę podziwialiśmy faunę i florę Wisły, a następnie przejechaliśmy pod drogą S1 Bielsko-Cieszyn i w Harbutowicach odbiliśmy na szlak Greenways do Górek Małych. Jadąc urokliwymi zakątkami tej miejscowości i podziwiając widoki na Rónicę i Błatnią oraz Brenną wjchaliśmy do Górek Wielkich obok kościoła. Z tamtąd skierowaliśmy się głowną drogą do Świętoszówki. Po drodze skosztowaliśmy jabłek z tzw "złodziejki"-jak zawsze ze "złodziejki" jabłka smakują najlepie!!! W Świetoszówce pod sklepem spotkaliśmy się z 2 rowerzystami (Pan i Pani), którzy wracali do domu po zdobyciu góry Żar w Beskidzie Małym. Wywołało to u mnie spory podziw, ale no cóż tak trzymać. Oni mówili,że na Żarze byli już dzień wcześniej, a teraz wracają do domu. Oni na rowerach jeżdżą równierz zimą (jak powiedział Pan 'przy -5 stopniach i słońcu też się fajnie jeździ), my im odpowiedziliśmy,że zimą to u nas pierwsze miejsce zajmują narty. Pani zaś zmagała się kiedyś z okularami, które my akurat posiadamy-mówiła, że się jej w jednym miejscu złamały i trudno było skleić. Rozmawialiśmy równierz o rowerowych wojażach i otym co się komu przytrafiło podczas wypraw. Na końcu wspólnie zgodzilismy się,że rower to super alternatywa na wolny czas i pożegnaliśmy się. Wjechaliśmy na zamek do Grodźca...Przez chwilę podziwialiśmy tę budowlę, a nastepnie ruszyliśmy do Roztropic. Tam omal nie dostaliśmy zawału, gdy jakiś wariat jechał swoim samochodem niczym rajdowiec i skręcał też jak rajdowiec. My wtedy odpoczywaliśmy na przystanku, a następnie pojechaliśmy do Rudzicy, a z tamtąd przez Bronów do domu.
Pokonany dystans to 50 km, pogoda super-ciepło jak na jesień i bez wiatru. Na trasie mieliśmy kilkanście podjazdów i zjazdów (Rudzica, Roztropice, Wieszczęta, Grodziec, Bielowicko).
Galeria zdjęć znajduje się tutaj.