Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2009

Dystans całkowity:195.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:65.00 km
Więcej statystyk

Skocznia w Wiśle-Malince

Niedziela, 26 lipca 2009 · Komentarze(0)
Skoczna wyprawa rowerowa!!!
Na dzień 26.07.2009 zaplanowana została kolejna wyprawa rowerowa. Tym razem pierwotnym celem tej wyprawy była "perła Beskidów" czyli Wisła. Potem jednak okazało się, że cel był inny... Na wyprawę jechałem z wujkiem Romkiem.


Filmik jest nakręcony przez Robę

Trasę rozpoczęliśmy w Ligocie, kierując się na Wiślaną Trasę Rowerową w okolicach leśniczówki w Bronowie. Trasą jechaliśmy do Landeka, gdzie skierowaliśmy się, wzdłuż głównej drogi, do Skoczowa. Najpierw jednak jechaliśmy przez Iłownicę i widzieliśmy nowy kościół, który będzie pod wezwaniem Jana Pawła II-na to trzeba jednak poczekać, aż On zostanie beatyfikowany. Następnie jadąc przez Pierściec podziwialiśmy piękne widoki na Beskid Śląski. W tej miejscowości jechaliśmy obok sanktuarium Św. Mikołaja. Następnie jadąc przez Kiczyce dotarliśmy do Skoczowa, gdzie wjechaliśmy na biegnącą wzdłuż Wisły, Wiślaną Trasę Rowerową, która zaprowadziła nas do samej Wisły. Ta trasa jest po prostu super i polecam ją wszystkim rowerzystom, gdyż wbrew pozorom, nie ma tam żadnych podjazdów i zjazdów-jedynie mamy piękne widoki na Beskidy (np. Czantorię i Równicę), a jedzie się przez Hermanice i Ustroń. Na trasie można spotkać wielu spacerowiczów, rowerzystów i rolkarzy (w Ustroniu trasa jest asfaltowa) oraz "moczoszawajorzy"-jak to określiliśmy po śląsku ludzi moczających stopy (szwaje- stopy po śląsku). W Wiśle dotarliśmy do Parku im. Kopczyńskiego. Okazało się,że mamy dużo czasu i wtedy zapadła znakomita decyzja, żeby przejechać się ku skoczni narciarskiej w dzielnicy Malinka. Zaprowadziła nas tam WTR, ale nie pod samą skocznię, bo trasa skręca do Czarnego. Od skrętu na Czarne widać już wieżę startową i rozbieg skoczni, więc z dotarciem nie było problemów. Prowadzi tam główna droga z Wisły do Szczyrku przez przełęcz salmopolską. Wcześniej jednak droga prowadzi pod... trybunami i przeciwskokiem samej skoczni!!! Zatrzymaliśmy się pod skocznią i chwilę podziwialiśmy ją. Nagle zauważyliśmy, że kursuje wyciąg na skoczni i można wyjechać nim na górę. Postanowiliśmy wykorzystać wielką okazję!!! Zapięliśmy rowery i wsiedliśmy na wyciąg.


Żeby wyjechać na górę trzeba zapłacić 5 złotych i wsiąść na krzesełko-tym wyciągiem wyjeżdżają skoczkowie podczas zawodów i treningów. Wyjeżdżając można się poczuć jak Adam Małysz. Widzi się po lewej stronie całą skocznie i wieżę sędziowską.
Górna stacja wyciągu znajduje się tuż obok wieży startowej, gdzie przygotowywują się skoczkowie do oddania skoku.






Weszliśmy właśnie na szczyt tego obiektu i nas zszokowało... Naszym oczom ukazał się piękny widok skoczni i okolic-nawet widać było Czantorię i Soszów!!! Jedno jest pewne-w telewizji skocznia wygląda inaczej... Stojąc na wieży i widząc skocznię z perspektywy skoczka, to coś, czego się nie da opisać... Jest to bardzo wysoko!!! Stwierdziliśmy,że to trzeba być samobójcą, i trzeba mieć "pierońską odwagę", żeby skoczyć z takiej ogromnej wyskokości.



Chociaż my jeździmy na nartach to nie zdecydowalibyśmy się na taki wyczyn by skoczyć z tej skoczni o puncie K-120m i HS 134. K to punkt konstrukcyjny skoczni, a HS to odległość sędziowska. Oglądaliśmy sobie skocznię z perspektywy skoczka.


Widzieliśmy samą belkę strartową i tory najazdowe wykonane z porcelany. Sama skocznia pokryta jest zielonym igielitem, jedynie na buli fragment jest biało-czerwony (flaga narodowa).Siedzący na belce startowej skoczek nie widzi, punków K i HS-to dopiero musi być opanowanie-nie widzieć, gdzie lądować...Następnie zeszliśmy niżej na wieży startowej i zauważyliśmy lokal gastronomiczny, skąd też rozciąga się wspaniały widok na skocznię. Tam też znajdują się gadżety związane ze skocznią i osobą Adama Małysza. Po chwili już jechaliśmy na dół wyciągiem, a następnie zawitaliśmy na trybunach skoczni. Niestety projektant popełnił tutaj fatalny błąd:wiedząc, że skoki narciarskie w Polsce są bardzo popularne, zaprojektował za małe trybuny...Szkoda, bo to przecież druga duża skocznia w Polsce, gdzie mogłyby odbywać się chociażby zawody Pucharu Świata, chociaż skocznia posiada homologację FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska). Skocznia z trybun wygląda zupełnie inaczej niż z wieży startowej na górze, gdzie byliśmy wcześniej.




Przypomnę tutaj,że skocznię otwarto 27.09.2008 roku i zaraz potem odbyły się tutaj Mistrzostwa Polski, które wygrał... wiadomo kto. Roba był pod skocznią wiele razy podczas "ślimaczącej się" budowy-znowu na słowa krytyki zasłużył projektant, który myślał, że pod skocznią jest jednolita skała, a nie łupek, co wówczas spowodowało osunięcie się zeskoku... Roba był tutaj także na otwarciu, co opisuję tutaj. Nigdy jednak nie byłem na żadnej takiej skoczni i nie mogłem jej obejrzeć "od kuchni", więc było to wydarzenie historyczne!!!


Po zakończeniu zwiedzania i podziwiania skoczni, weszliśmy coś przekąsić. Obok skoczni, pojawiła się prywatna gastronomia-to przykład tego,że na skoczni da się zarobić... Zjedliśmy posiłek w jednym z prywatnych, pobliskich lokali gastronomicznych i ruszyliśmy spowrotem do Wisły. Tam pojeździliśmy po placu Hoffa i deptaku. Wśród turystów dostrzegłem nawet murzynów!!! Liczne lokale gastronomiczne i sklepy oraz atrakcje, świadczą o tym,że biznes się kręci na dobre, a sama Wisła jest inna od tej, która była kiedyś. Pojawiła się tutaj nawet aleja gwiazd i pierwszą gwiazdą jest człowiek, który odmienił Wisłę, czyli Adam Małysz. Następnie wróciliśmy WTR przez Ustroń,ąle momentami jechaliśmy drugą stroną Wisły. Dotarliśmy WTR do Skoczowa i tutaj przypadkiem zobaczyliśmy jak jedna z napotkanych przy trasie kobiet potafiła niewiarygodnie szybko się ubierać, po załatwieniu "potrzeby"!!! W Skoczowie ,gdzie nie skręcaliśmy do Pierśca, tylko do Ochab. W Ochabach, oprócz stadniny koni, znajdują się stawy Zakładu Doświadczalnego "Gołysz" Polskiej Akademii Nauk. Jechaliśmy między tymi stawami, kierując się na drogę z Drogomyśla do Chybia. Wjechaliśmy na tą drogę, która jednocześnie jest WTR i tą drogą wielokrotnie podążam do Czech. Skierowaliśmy się WTR do Zaborza, a następnie do lasu i jechaliśmy leśną, kamienistą drogą do Landeka. Stamtąd skierowaliśmy do Bronowa i do domu.

Pogoda była dobra, zza chmur czasem wyglądało słońce. Jak jechaliśmy do Wisły było 17 stopni Celsjusza, jednakże po wizycie na skoczni znacznie się ochłodziło i musieliśmy się cieplej ubrać-wcześniej jechaliśmy w spodenkach i koszulkach rowerowych, a potem już w getrach. Wyprawa była wyprawą historyczną-nigdy wcześniej nie mogliśmy odwiedzić "od kuchni" prawdziwej skoczni narciarskiej!!! Ilość przejechanych kilomerów to 95 km. Wyprawa była testem dla mojej nowej kellys'owskiej opony. Zdjęcia z wyprawy są tutaj.

Gościnna wizyta

Niedziela, 19 lipca 2009 · Komentarze(0)
Gościnna wizyta....


Ligota, Zabrzeg, Czechowice-Dziedzice, Kaniów, Bestwinka, Bestwina, Czechowice-Dziedzice, Ligota, Bronów, Landek, Chybie, Zabłocie, Strumień, Zabłocie, Frelichów, Zarzecze, Chybie, Landek, Bronów.

19 lipca 2009 doszło do wyjątkowej w swoim rodzaju sytuacji... Zaraz rano, po powrocie z kościoła otrzymałem wiadomość, że jedzie do mnie na rowerze wujek Romek z Gogołowej koło Jastrzębia-Zdroju. Jadąc do mnie pokonać musiał prawie 40 kilometrów. No ale cóż-pierwszą osobą, która pokonała tą trasę wielokrotnie byłem ja i moja siostra. Trasa z Gogołowej do Ligoty nie jest trudna, a na odcinku od Jastzębia do Strumienia pokrywa się z trasą "Eurovelo R4". Można też jechać krótszą drogą ze Strumienia przez Pawłowice do Jastrzębia. Jadąc tą trasą przecinamy dawną granicę Austro-Węgier i Prus, o czym świadczą kamienie graniczne.

Wujek przyjechał około godziny 12.00 i postanowił odpocząć-bo wtedy było bardzo ciepło-w granicach 30 stopni. Po pogawędce i odpoczynku wujka, Roba postanowił zorganizować objazd po okolicy. Wyruszyliśmy na krótką, ale bardzo przyjemną trasę do Bestwiny. Jechaliśmy najpierw do Zabrzega, a stamtąd trasą rowerową zajechaliśmy do Czechowic-Dziedzic. Zwiedziliśmy północną część tego miasta zwaną Osiedlem "Manhattan" i "Północą", tereny przy "resortówce"(pokazałem wujkowi, gdzie kiedyś mialem praktyki w zrójnowanych warsztatach szkolnych!!!), kopalnię "Silesia" i osiedle familoków na tzw. kolonii. Następnie po przejechaniu na drugą stronę rzeki Białej znaleźliśmy się w Kaniowie. Tam nadal widoczne były znaczne szkody wywołane przez niedawną powódź. Nadal pompowano wodę z domów. Koszmar tamtych mieszkańców, niestety chyba nigdy się nie skończy, bo domy są w niecce i woda nie ma gdzie odpłynąć. Takie ukształtowanie terenu, to efekt wydobycia węgla. Następnie skierowaliśmy się na główną drogę do Bestwinki, a potem lokalnymi drogami do samej Bestwiny.








Cały czas towarzyszyły nam widoki na Beskidy i stawy. Z Bestwiny, gdzie teren też jest pagórkowaty wjechaliśmy do południowej części Czechowic-Dziedzic. Stamtąd jechaliśmy do ligockiej dzielnicy Burzej i do Miliardowic, gdzie zakończyliśmy wyprawę.
Ilość przejechanych kilometrów to zaledwie 40. Wyprawa nie była długa, bo przecież wujek jadąc do nas pokonał też około 40 km i wracając równierz musiał tyle pokonać.
Po odpoczynku w naszym domu wujek ruszył w drogę powrotną. Postanowiłem-jak każe dobry obyczaj-odprowadzić gościa. Jechaliśmy do Bronowa, a stamtąd przez północną część Landeka, do Chybia. Jadąc do Chybia jedzie się przez słynną Aleję dębową. W Chybiu znajduje się Sanktuarium NMP Gołyskiej z obrazem Pani z Gołysza. Gołysz-to zatopiona wodami Zbiornika Goczałkowickiego wieś. Z Chybia jechaliśmy do Strumienia, wcześniej jadąć przez Zabłocie i stary most na Wiśle. Na rynku w Strumieniu pożegnałem wujka i już samodzielnie wracałem do domu przez Zabłocie. Tutaj postanowiłem jechać nieco inną drogą. Skręciłem na drogę obok stadionu w Zabłociu i lokalnymi drogami wzdłuż wałów Zbiornika Goczałkowickiego dotarłem do Frelichowa i Zarzecza. Zarzecze to dosłownie skrawek dawnej wsi o tej samej nazwie, która podzieliła losy Gołysza. Z Zarzecza jechałem lokalną drogą w lesie i wyjechałem przy alei dębowej w Chybiu, skąd przez Landek i Bronów trafiłem do domu.

Wilkowyje

Poniedziałek, 13 lipca 2009 · Komentarze(0)
Wilkowyje

13 lipca 2009 postanowiliśmy wspólnie z siostrą wybrać się na wyprawę rowerową do tyskiej dzielnicy Wilkowyje.

Swoją trasę rozpoczęliśmy w Ligocie, następnie przejechaliśmy w Zabrzegu obok stacji rozrządowej PKP Czarnolesie na wał Zbiornika Goczałkowickiego. Po prokonaniu tego wału znaleźliśmy się na drodze z Goczałkowic do Pszczyny, gdzie zawitaliśmy na tamtejszym rynku i w parku, skąd udaliśmy się trasą rowerową w kierunku Piasku. Jadąc przez Piasek widzieliśmy bunkier wojenny tuż obok zakładu i cmentarza. Następnie udaliśmy się w stronę lasu kobiórskiego, gdzie jeszcze niedawno mieściła się jednostka wojskowa, a dziś pozostały tylko ziemne bunkry. Roba wielokrotnie odwiedzał już to miejsce, kiedy stały jeszcze budynki... Po krótkim odpoczynku jechaliśmy leśną trasą rowerową do Kobióra. Wyjechaliśmy koło wiaduktu. Wjechaliśmy na drogę prowadzącą w kieruku Mikołowa, ale to miasto nie było celem naszej wyprawy. Ruchliwa droga prowadzi przez tereny leśne i wychodzi z lasu w miejscowości Gostyń. Jadąc przez tą miejscowość widać już prawdziwe oblicze Górnego Śląska-czyli kopalnie, elektrownię w Łaziskach itp. Z Gostynia pojechalismy lokalnymi drogami do Wyr. Tam zatrzymaliśmy się na skraju lasu przy pomniku upamiętniającym bitwę wyrską podczas kampanii wrześniowej w 1939 roku.


Niedaleko znajduje się też bunkier, który jest identyczny jak np. bunkier w Zarzeczu koło Chybia, czy wspomniany wcześniej bunkier w Piasku. Z Wyr pojechaliśmy leśnymi drogami do Wilkowyj. Minęliśmy po drodze wierzę obserwacyjną, gdzie pilnują czy nie płonie las. Dotarliśmy do Wilkowyj. Nazwa tej tyskiej dzielnicy zapewne kojarzy się ze słynnym serialem "Ranczo" emitowanym w TVP 1 , którego akcja toczy się w Wilkowyjach. Niestety, to nie te Wilkowyje... Owszem, znajduje się tutaj kościół (murowany, a nie drewniany jak w serialu) z plebanią, ale z pewnością nie ma tutaj wujta, bo Tychy mają prezydenta. Jeździliśmy po tej tyskiej dzielnicy i wjechaliśmy też do centrum Tych. Tam zakończyliśmy naszą wyprawę rowerową na dworcu PKP. Tutaj też doszło do zabawnej sytuacji-komuś przy kasie wypadło 50 złotych, które znaleźliśmy. Ludzie widzieli, że leży tam kasa, ale nikt jej nie chciał...dziwne. Zabraliśmy kasiorę i pojeździliśmy po mieście, bo mieliśmy trochę czasu do odjazdu pociągu. To co mnie zadziwiło w mieście, to trolejbusy-nigdy bowiem ich nie widziałem na własne oczy... Pociagiem z Tychów jechaliśmy do Czechowic-Dziedzic. Stamtąd na rowerach jechaliśmy tą samą trasą co podczas wyprawy z wujkiem z dnia 19.07.2009. Tym sposobem wróciliśmy do domu, alicznik wskazał 60 km. Pogoda była słoneczna i okolo 25 stopni.
Galeria zdjęć z wyprawy jest tutaj.




Dodaj komentarz do tej strony:
Twoje imię:
Twoja wiadomość: