Polska i Czechy w Schengen czyli "Żadnych granic"

Niedziela, 23 marca 2008 · Komentarze(0)
"Żadnych granic"

21.12.2007 Rzeczpospolita Polska i Republika Czeska weszły do strefy Schengen-czyli formalnie zniesiona została kontrola graniczna pomiędzy tymi państwami. Postanowiłem więc,że pierwsza oficjalna wyprawa rowerowa w 2008 roku będzie związana właśnie z tym historycznym wydarzeniem. Dodatkowo wyjątkowość tej wyprawy podkreśla data 23.03.2008-czyli pierwszy dzień ŚWIĄT WIELKANOCNYCH!!!

Wyprawa rozpoczęła się w Ligocie-Miliardowicach około godziny 13:30. Pogoda nie zwiastowała, żadnych deszczowych niespodzianek-więc czas ruszyć w drogę.
Jechałem przez Bronów obok leśniczówki w stronę Landeka.Tam wjechałem na "wiślankę" a następnie przeciąłem drogę Jasienica-Strumień i skierowałem się w stronę nowego kościoła w Iłownicy.
Jechałem drogą na Skoczów, ale w pewnym miejscu obok stawów w Iłownicy, skręciłem w prawo na szlak rowerowy Euroregionu Śląsk Cieszyński w stronę lasu. W lesie jechałem prosto aż do mapy szlaków rowerowych w Zaborzu.
Następnie skręciłem w prawo na drogę woidącą przez tory Katowice-Wisła do Drogomyśla (stawy PAN na Gołyszu). Przez Drogomyśl jechałem prosto przecinając Wisłę i drogę Katowice-Wisła.
Tym sposobem wjechałem do Pruchnej, gdzie zaczął się teren pagórkowaty. Przejechałem przez Pruchną prosto, aż do drogi Katowice-Cieszyn.
Na skrzyżowaniu z tą drogą skręciłem w lewo, a następnie w prawo (kierunek Zebrzydowice).
Potem prosto aż do Kończyc Małych. Potem jechałem prosto, aż potem skręciłem w prawo na zielony szlak rowerowy. Droga ta wiodła malowniczymi pagórkami z ładnymi widokami w stronę Zebrzydowic i okolic.
W pewnym momencie usłyszałem, że mam "szczekające towarzystwo",ale psy nie dały rady mnie dogonić.
Wyjechałem obok stawów, gdzie skręciłem w prawo i przejechałem nad linią kolejową Czechowice Dziedzice-Zebrzydowice.
Wjechałem na drogę z Cieszyna do Jastrzębia i skierowałem się do Zebrzydowic. Przejechałem przez centrum i skierowałem się do Marklowic Górnych.
Tam pojeździłem trochę zwiedzając wieś, a następnie zobaczyłem drewniany kościół na terenie Marklowic Dolnych, gdzie pojechałem.
Przed kościołem znajduje się jednak granica polsko-czeska i to już tutaj przejechałem przez nią, gdyż traktat z Schengen umożliwia przekraczanie granicy w dowolnym miejscu.
Podziwiałem drewniany kościół, a następnie wróciłem do Marklowic Górnych na drogę z Zebrzydowic, którą wcześniej jechałem.
Skierowałem się na byłe przejście graniczne Marklowice Górne-Marklowice Dolne (traktat z Schengen znosi przejścia graniczne). Przez granicę przejechałem bez zatrzymania się-bo celników już tam nie ma! Jechałem prosto aż do kościoła tuż przy granicy w polskim Skrbeńsku.
Tam było kiedyś turystyczne przejście graniczne-teraz nie ma już barier!!! Stoi tylko budka po celnikach... Potem skierowałem się do Pierstnej w okolicę Motokrosu.
Na północ od Motokrosu jest las, a w nim granica i miejsce gdzie kiedyś było przejście graniczne Petrovice-Jastrzebie Ruptawa. Znajdowało się ono wsród drzew...
Wróciłem się wzdłuż granicy na Motokros-tutaj są rozgrywane nawet Mistrzostwa Republiki Czeskiej w Motokrosie!!!
Pojawił się jednak problem, bo niebo się zachmurzyło i zaczął padać deszcz, a z oddali było widać ośnieżone Beskidy. Deszcz sprawił,ze szybko jechałem do Marklowic Dolnych, a z tamtąd do Karwiny.
W Karwinie jechałem znaną mi już ulicą Mickiewicza.Dojechałem do baru "Radegast" na skrzyżowaniu z ul.Borowskiego. Skręciłem w lewo do góry i wjechałem na historyczne miejsce...
To tutaj 30.08.2005 po raz pierwszy wjechałem rowerem do Czech.
Pomyśleć, że wtedy była tam bariera graniczna na drodze i nie było możliwości przejazdu samochodów, bo to było przejście turystyczne Kaczyce Dolne(PL)-Karwina Raj
Deszcz przestał padać!!! Wjechałem do Kaczyc Dolnych, a następnie skręciłem w lewo na gigantyczny zjazd i podjazd do Kaczyc Górnych. Zwiedziłem centrum wsi i drewniany kościół.
Skierowałem się na byłe przejście graniczne Kaczyce Górne-Karwina Raj, gdzie kiedyś celnik mi powiedział, że czemu nie przyjechałem 10 minut wcześniej-to bym jechał z innym rowerzystą, który jechał do Drogomyśla...
Dziś po celnikach pozostał budynek i wspomnienia...Zaraz za granicą skręciłem w prawo i ul.Browskiego dojechałem do granicy w Kaczycach Dolnych, gdzie już wcześniej byłem.Wtedy zaczęło się ochładzać.
Pożegnałem się z "nową granicą" i przez Kaczyce Dolne, Kończyce Małe
...(gdzie powstał przejazd przez granicę państwową do czeskiego lasu) wróciłem do domu identyczną drogą jak jechałem do Zebrzydowic.

Wyprawa udała się mimo tego krótkiego deszczu w Czechach, który przestał padać na granicy w Kaczycach Dolnych. Początkowo było ciepło, ale z chwilą nastania ciemności znacznie się ochłodziło.
Testowałem tez swoje rowerowe getry-test wypadł bardzo dobrze.
Była to moja 20 rowerowa wizyta na czeskiej ziemi, pierwsza po wejściu do strefy Schengen, pierwsza odbyta w marcu, pierwsza wizyta w Czechach w Wielkanoc i pierwszy raz złapał mnie w Czechach drobny i krótkotrwały deszcz.To także pierwsza wyprawa rowerowa z nowym aparatem do robienia zdjęć. Pod koniec dało o sobie znać zmęczenie.Łacznie przebyłem 85 km...
Fotorealcja z Kaczyc, Kończyc i Marklowic Górnych jest dostępna równierz tutaj:zadnychgranic.pxd.pl/thumbs.php
oraz
www.czarny.konczyce.pl/webgal/foto.php
(przy czym te ostatnie to nie są moje zdjęcia).
Następnego dnia jechałem przez Czechy samochodem na Słowację do Oszczadnicy na narty na Wielką Raczę...

W hołdzie Wielkiemu

Poniedziałek, 15 października 2007 · Komentarze(0)
W hołdzie Wielkiemu Papieżowi

JANOWI PAWŁOWI II



"Okolica ta, jest bardzo miła
Tu urodził się Karol Wojtyła ..."

WYPRAWA ROWEROWA DO WADOWIC 15.10.2007

Pomysł wyprawy rowerowej do Wadowic zrodził się w kwietniu 2007 roku w bardzo nietypowych okolicznościach... Otóż podczas wizyty w Kętach zauważyłem drogowskaz na Wadowice. Pomyślałem, że jak to będzie możliwe to się wybiorę właśnie do Wadowic, wszak z Kęt jest tam tylko 20 km. Nie udało się to latem tak więc myśl ta została odłożona i została reaktywowana na początku października 2007. Plany wskazywały,że wybiorę się tam w przede dniu 29 rocznicy wyboru kardynała Karola Wojtyły na Papieża (w dzień 16.10.2007 musiałem iść do szkoły). Jedyną rzeczą, która mnie martwiła była pogoda. Wszak październik to już nie lato, ale jeszcze nie zima, tylko jesień. Tak oto w Dniu Papieskim-14.10.2007 klamka zapadła-następnego dnia kierunek Wadowice.


Kiedy wstałem o 6:00 w dniu 15.10.2007 mimo tego,że termometr pokazał -4 stopnie, a na trawie był siwy nalot nie wachałem się i już o 7:00 wyruszyłem w kierunku Czechowic-Dziedzic. Z tego miasta przez Bestwinę udałem się do Starej Wsi i Wilamowic. Jak się później okazało to ten odcinek trasy był najtrudniejszy- liczne podjazdy. Z Wilamowic ruszyłe do Kęt.

Tam krótki odpoczynek na rynku i znowu zobaczyłem ten słynny drogowskaz na Wadowice. Ruszyłem z Kęt na Andrychów, mijając po drodze Bulowice i podziwiając widoki na Beskid Mały.


W Andrychowie zatrzymałem się na chwilę na rynku, by zmobilizować siły i ruszyć przez Inwałd i Chocznię do Wadowic.

Kiedy w Choczni zobaczyłem zrobiny na polach napis: "Tu w tym mieście wszystko się zaczęło.Wadowice"
to pomyślałem ,że to już blisko.

Tak też było. Wtedy poczułem też , że się ociepliło i zrzuciłem trochę ubrania z siebie.


Po kilkunastu minutach z oddali wyłoniła sie wierza bazyliki wadowickiej. Byłem już wtedy na ul. Mickiewicza w rodzinnym mieście Jana Pawła II. Zaraz potem zawitałem na rynek wadowicki i przyglądałem się wadowickiej bazylice pw. Ofiarowania NMP- to tutaj Karol Wojtyła przyjął Chrzest św.








Zaraz obok bazyliki stoi dom rodzinny Papieża. O tym,kto tu mieszkał mówi tablica wmurowana na ścianie.

We wnętrzu znajduje się muzeum poświęcone życiu największego Polaka w naszej historii. Potem zobaczyłem cukiernię i przypomniały mi się słowa Papieża "... Tam była cukiernia. Po maturze chodziliśmy na kremówki..." No coż,musiałem oczywiście spróbować jak smakują owe "kremówki po maturze" zwłaszcza, że w maju 2006 zdałem maturę. Przyznaję, że smakują wyśmienicie- "sam smak"!!!

Po zjedzeniu kremówki, postanowiłem zrobić sobie małą wycieczkę po Wadowicach i tym sposobem zobaczyłem m.in.: Klasztor Zgromadzenia Sióstr Św. Rodziny z Nazaretu, dworzec kolejowy-gdzie kursuje specjalny pociąg papieski i rzekę Skawę.




Wróciłem na wadowicki rynek i po przyglądnięciu się bazylice zobaczyłem zegar słoneczny z napisem:"Czas ucieka wieczność czeka". O tym mówił też Jan Paweł II w Wadowicach w 1999 roku. Niestety po odwiedzeniu rynku musiałem wyruszyć w drogę powrotną-chociaż jak mówił papież "żal odjeżdżać". Skierowałem się do mejscowości Tomice i tam rozpoczęły się znakomite widoki na całą okolicę Wadowic.

Piękne widoki towarzyszyły mi podczas przejazdu przez Frydrychowice i Nidek.



W Nidku skręciłem do Osieka. Wszędzie małe pagórki i pola i piękne widoki na góry!!!


w Osieku skierowałem się już znaną mi trasą koło stawów na Bielany. Tam po przejechaniu Soły znalazłem się w Jawiszowicach, a zaraz potem w Dankowicach.

Tutaj zaczęły się znów zjazdy i podjazdy, ale i zmęczenie dawało się we znaki-ale to nic trzeba jechać dalej do Bestwiny.

W Bestwinie zamknęła się "pętla" i zjechałem do Czechowic-Dziedzic, a z tamtąd do Miliardowic i do domu.




Wyprawa zakończyła się sukcesem!!! Termin został wybrany nie przypadkowo-był to poniedziałek 15.10.2007 dokładnie w przeddzień 29 rocznicy wyboru Kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Pogoda dopisała, mimo tego, że rano trzymał mróz. Potem zrobiło się ciepło, a po powrocie do domu licznik zamotował 135 km.!!!


Więcej na http://roba25.pl.tl/wyprawa-rowerowa-Wadowice-15-.-10-.-2007.htm

Przejażdżka do kumpla Szymona.

Środa, 3 października 2007 · Komentarze(0)
Przejażdżka do kumpla Szymona. Trasa Miliardowice, Czarnolesie (tam wjazd na Wiślaną Trasę Rowerową) , Zabrzeg, wał jez. Goczałkowickiego, Goczałkowice ul. Jeziorna, Pszczyna ul. Zdrojowa i dalej przez osiedle w kierunku dworca PKP.

CIESZYN I OKOLICE

Niedziela, 30 września 2007 · Komentarze(0)
CIESZYN I OKOLICE
30 września postanowiłem wybrać się na wyprawę rowerową do Cieszyna-stolicy Śląska Cieszyńskiego. Swoją trasę rozpocząłem w Bronowie. Tam ul.Pszczelarską dojechałem do lesniczówki, gdzie wjechałem na Wiślaną Trasę Rowerową. Jechałem tą trasą aż do miejsca gdzie znajduje się mapka tej trasy i skręciłem w polną drogę niedaleko strzelnicy w Landeku. Po kilku minutach wjechałem na trasę Jasienica-Strumień i skierowałem się do lasu. Tam po przejechaniu zakrętów skręciłem w lewo wjeżdżając tym samym na szlaki Euroregionu Śląsk Cieszyński. Wybrałem trasę żółtą, gdyż prowadziła ona do celu mojej wyprawy-miasta Cieszyna. Po przejechaniu leśnego odcinka wjechałem do Pierśca. Tam znalazłem się na drodze do Skoczowa wiodącą przez Kiczyce. W Skoczowie szlak prowadzi przez rynek i wzgórze Kaplicówka na szczycie, którego znajduje się duży Krzyż i kaplica. To tam 22.05.1995 roku Mszę Św. celebrował Papież Jan Paweł II- to wydarzenie upamiętnia pomnik poświęcony przez kardynała Stanisława Dziwisza. Ze wzgórza rozciąga się wspaniały widok na Beskid Śląski i Morawskośląski z Czantorią i Lysą Horą na czele. Szlak wiedzie do Simoradzu i Dębowca-miejscowości malowniczo położonych na wzniesieniach.Z Dębowca jedzie się przez Gumną do miejscowości Zamarski-gdzie stoi drewniany kościół. Cała trasa to same zjazdy i podjazdy-szczególnie w pewnym miejscu w Zamarskiem. Z tamtąd wjeżdżamy już do Cieszyna. Po mieście szlak prowadzi m in. obok dworca PKP, Olzy i wzgórza zamkowego. Oczywiście ja tam jechałem. Odwiedziłem też ulicę Głęboką. Po krótkim odpoczynku pod wzgórzem zamkowym postanowiłem opuścić polską część Cieszyna i udać się na stronę czeską. Granicę państwa przekroczyłem na Moście Przyjaźni i w ten sposób zawitałem do Czeskiego Cieszyna (Český Těšin po czesku), a zarazem do Czech. Tam równierz objeżdziłem sobie miasto, odwiedzając m.in dworzec kolejowy i park nad Olzą. Potem ruszyłem w stronę pólnocną-w kierunku dobrze mi znanej Karviny. W miejscowości Chotěbuz (po polsku Kocobędz) jechałem pod ogromnym mostem granicznym wiodącym z Cieszyna-Boguszowic. Wkrótce wjechałem do wsi Louky (Łąki) i tam zatrzymałem się nad graniczną Olzą. Jadąc dalej w Kierunku Karviny po lewej stronie widać było czeskie kopalnie w Stonavie, zaś po prawej stronie polską kopalnię "Morcinek" w Kaczycach. Niestety ta kopalnia już nie funkcjonuje... Potem zawitałem już do Karviny, ale tylko na krótko. Skierowałem się już w stronę dzielnicy Raj w celu powrotu do Ojczyzny. Ulica, którą jechałem nazywa się ul. Polska- to znak, że zmierza do Polski. Jak dotąd od Cieszyna było płasko, ale ta ulica wiedzie już pod górkę na szczycie której jest przejście graniczne Karvina Raj- Kaczyce. Po wjechaniu do Polski zwiedziłem Kaczyce zatrzymując wzrok m.in na drewnianym kościele. Ruszyłem w stronę drogi na Pruchną i faktycznie dotarłrem do niej pokonując na końcu bardzo stromy zjazd i podjazd. Na skrzyżowaniu skręciłem w prawo w stronę Czech. Odwiedziłem przejście graniczne turystyczne, gdzie 30.08.2005 roku pierwszy raz zupełnie nieświadomie i przypadkowo przekroczyłem granicę na rowerze. Znowu znalazłem się w Czechach, ale tylko na 15 minut. Pojechałem do oddalonego kilkanaście metrów od granicy baru, bo strasznie mnie suszyło a w bidonie pojawiło się dno. Chciałem kupić jakąś oranżadę, ale niestety nie doczekałem się na barmankę bo... gdzieś poszła!!! O "suchym pysku" wróciłem na granicę i opuściłem Czechy jadąc z Kaczyc przez Kończyce Małe. Tam już koło Slovnaftu prosto pod górkę do Pruchnej, a z tamtąd prosto na światłach do Drogomyśla. Z Drogomyśla skierowałem się koło stawów do Zaborza, a przed kościołem w tej miejscowości skręciłem do Mnicha, a z Mnicha koło cukrowni do Chybia i wjechałem na drogę Jasienica-Strumień, gdzie jadąc przez Landek i Bronów wróciłem do domu.

Czas 7 godzin, odległość 110 km. Czemu tak długo?-bo do Cieszyna teren jest pagórkowaty-ale spoko trasa!!! Polecam ją!!!

Wyprawa odbyła się w niedzielę 30.09.2007 roku.

Orlova

Niedziela, 16 września 2007 · Komentarze(0)
W niedzielę 16 września postanowiłem wybrać się na wyprawę rowerową do sąsiadów-Czechów. Swoją trasę rozpocząłem w Miliardowicach. Potem przez Bronów, skierowałem się w stronę Landeka. Tam minąłem tablicę Euroregionu Śląsk Cieszyński i pojechałem do Mnicha koło Chybia. Tam, przed przejazdem PKP skręciłem w ścieżkę niedaleko stacji PKP Mnich. Dalej jechałem drogą do Zaborza, a stamtąd do Dogomyśla mijając po drodze stawy PAN i znak Strefy nadgranicznej. Dalej jechałem cały czas prosto drogą do Pruchnej i dalej do Kończyc Małych. W Pruchnej zaczęły się podjazdy.W Kończycach skręciłem koło Slovnaftu w drogę na Zebrzydowice. Tam po przejechaniu kilku kilometrów na rondzie jechałem do Marklowic Górnych. W tej miejscowości znajduje się przejście graniczne do Petrovic u Karvine. Jechałem dalej do Závady-gdzie zobaczyłem rzekę Olzę. Potem kierunek Dětmarovice gdzie znajduje się duża elektrownia.Stamtąd udałem się na trasę do Bohumina, ale przez Orlovą. Jak się później okazało Orlová to partnerskie miasto Czechowic-Dziedzic!!! w Orlovej jakiś Czech na mnie wołał pytając się o papierosa-niestety nie zaspokoiłem jego potrzeb, gdyż powiedziałem mu że nie palę. Facet trochę był w szoku, bo trafił na obcokrajowca... Po odwiedzeniu Orlovej przez Rychvald trafiłem do Bohumina. Po przejechaniu tego miasta trafiłem do jego starej części- Starego Bohumina który leży nad Odrą. Tam też po przejechaniu mostu na tej rzece znalazłem się w Chałupkach-na granicy gdzie zastałem opuszczone szlabany i pytałem się Czeszki czy można tu przejeżdżać. Okazało się że tak, ale tylko piesi i rowerzyści, bo samochody jeżdżą przez nowe przejście graniczne. Z chałupek ruszyłem przez Zabełków, Olzę, Gorzyce, Gorzyczki, Łaziska do Godowa. Na trasie były piękne widoki na stronę czeską, którą jechałem wcześniej. Trasa w porównaniu z czeską stroną jest bardziej pagórkowata, toteż daje się we znaki. Z Godowa ruszyłem do Gołkowic, a tam w celu skrócenia drogi przejechałem przez granicę na Piotrówce do czeskiej Zavady, gdzie już wcześniej jechałem. Granicę przekraczałem z kieszenią pełną polskich jabłek...Potem już jechałem do granicy w Petrovicach u Karvine gdzie musiałem poczekać aż jakiś celnik się zjawi. Zjawił się po kilku minutach i tylko zapytał czy mam dowód-nawet nie musiałem go pokazywać...Potem ruszyłem już tą samą trasą co wcześniej już do domu.

Wycieczka była udana-pogoda dopisała i miło się zwiedzało polsko-czeskie pogranicze. Można powiedzieć, że przejeżdżając przez granice z Czechami czuje się wejście obu krajów do UE na własnej skórze... A co będzie jak wejdziemy razem do Układu Schengen??? Zniknie kontrola..

Wyprawa do Czech 3.08.2007

Wyprawa do Czech 3.08.2007

3 sierpnia korzystając ze wspaniałej pogody wraz z kumplem Michałem postanowiłem wybrać się po raz kolejny do Czech. Swoją trasę rozpoczęliśmy w Ligocie-Miliardowicach. Z tamtad skierowalismy się na Bronów, a następnie Wiślaną Trasą Rowerową w stronę Landeka. W Landeku wyjechaliśmy koło sklepu na skrzyzowaniu z drogą na Skoczów. Skręciliśmy w ta drogę podziwiając podczas przejazdu przez miejscowość Iłownica widok na tzw. górkę rudzicką i okolice Roztropic. Przy okazji zobaczyliśmy w jakim stadium są prace przy budowie kościoła w Iłownicy. Skierowaliśmy się do lasu, gdzie w srodku lasu było skrzyzowanie z trasą rowerową Euroregionu Śląsk Cieszyński. Jadąc kawałek tą trasą wyjechaliśmy w Zaborzu przy stawach PAN. Tam jechaliśmy w stronę kościoła, obok którego jadąc prosto wjechaliśmy do Drogomyśla. Przez tą miejscowość przejechaliśmy główną drogą-jechaliśmy po moście nad Wisłą i dojechaliśmy do skrzyżowania z sygnalizacją świetlną. Pojechaliśmy prosto do Pruchnej, mijając po drodze "panów niebieskich", którzy czychali na niesfornych kierowców. Jak dotąd trasa przebiegała w miarę równymi terenami, ale w Pruchnej zaczęły się liczne podjazdy i zjazdy na szczęście dla nas niezbyt męczące-jak się później okazało taka trasa wiedzie aż do samej granicy. Przez Pruchną szybko przejechaliśmy mijając knajpę o dziwnym napisie na szyldzie "Ale wsio dlo wos" i mleczarnię. Wyjechaliśmy na skrzyżowaniu z drogą nr 938 gdzie rozciąga się wspaniały widok na Beskidy, okolice Cieszyna oraz okolice Jastrzębia. Po przejechaniu kilku metrów tą drogą, skręciliśmy w prawo w kierunku Zebrzydowic. Na końcowym odcinku tej drogi w Kończycach Małych (tuż przed skrzyżowaniem z drogą 937 koło Slovnaftu) czekał na nas gigantyczny zjazd!!! Po przejechaniu na wprost na skrzyżowaniu bardzo długi podjazd. Ze szczytu rozciąg się ładny widok. W Kończycach Podlesiu za tartakiem jest już las, który rośnie już na terenie Czech. My jednak jechaliśmy aż do Kaczyc. Tam na skrzyżowaniu koło cmentarza na wprost jedzie się na turystyczne przejście graniczne, jeśli ktoś chce pokonać ogromny zjazd i podjazd to niech skręci w lewo. My jechaliśmy prosto-aż wyłoniła się tablica graniczna. Przez drogę przechodził pokrzywiony szlaban, obok którego stała kolejna tablica zawierająca m.in ostrzeżenie przed ptasią grypą... Zaraz za szlabanem był słup graniczny i postanowilismy sobie zrobić tutaj odpoczynek. Dowodu Osobistego nawet nie wyciągaliśmy, bowiem nie ma tam żadnej kontoli celnej. Po odpoczynku ruszyliśmy do Karviny. Pojeździliśmy sobie trochę po mieście i parku darkowskim, a następnie skierowaliśmy się do Petrovic. Ze szczytu kolejnego wzniesienia rozciąga się widok na Czechy (widać elektownię w Dziećmorowicach) i Polskę (Jastrzębie, Zebrzydowice). Zjechaliśmy do Petrovic, a ztamtąd do Dolnich Marklovic. Skierowaliśmy się w stronę granicy z Polską, którą przekroczyliśmy w Marklowicach Górnych. Tutaj jest kontola celna i trzeba pokażać Dowód. Z Marklowic jechalismy do Zebrzydowic. Tam skręciliśmy na wąską drogę, gdzie był spory podjazd. W efekcie wyjechaliśmy na drogę, którą jechalismy z Pruchnej. Wracaliśmy tą drogą aż do Zaborza, gdzie koło kościoła skręciliśmy do Mnicha, a potem wyjechaliśmy w Chybiu. Przejechaliśmy przez centrum obok mijając Sanktuarium NMP Gołyskiej. Zawitaliśmy w Zabłociu, a po przejechaniu mostu na Wiśle w Strumieniu. Teraz jechaliśmy drogą do Pszczyny, po drodze podziwialiśmy widoki na Jezioro Goczałkowickie, przy brzegu którego odpoczęliśmy mocząc nogi. Ufff ależ to była ulga... Po klkunastu kilometrach zawitaliśmy do Pszczyny, gdzie się pożegnaliśmy. Ja wracałem do domu przez Goczałkowice i wał jeziora do Zabrzega, a z tamtąd do Ligoty.

Wyprawa udała się, było upalnie.

Więcej na http://roba25.pl.tl/Czechy-3-.-08-.-2007.htm

Kierunek Mosty u Jablunkova

Kierunek Mosty u Jablunkova


Mosty u Jalunkova to miejscowość górska na pograniczu Polski, Czech i Słowacji. Słynie przede wszystkim ze "ski Arealu Mosty"-czyli wielkiego ośrodka narciarskiego.

Moja wyprawa do tej miejscowości to jakby to określić-wyprawa "na otarcie łez". Dlaczego? Jak już dociekliwi zdąrzyli zauwarzyć moją pasją w zimie są narty. Wizyta w tej miejscowości miała być już w zimie. Chodzilo konkretnie o wystepie na ski arealu na nartach. Niestety liczne problemy ze śniegiem uniemożliwiły te zamiary. Niedosyt był ogromny!!! Nie dało mi to jednak spokoju i wspólnie z siostrą wpadliśmy na rewelacyjny pomysł:skoro zimą się nie udało-to dlaczego nie spróbować latem...Dalsza część pomysłu to oczywiście znakomite połączenie moich dwóch wielkich pasji:nart i rowera-a konkretniej to brzmi:Wyprawa rowerowa na stok narciarski!!! Rewelacja po prostu!!!

Wyprawa doszła do skutku 2.08.2007 roku. Rozpoczęła się o godz.7:00 startem z przed domu. Skierowaliśmy się przez Landek, Iłownicę, Pierściec, Kiczyce do Skoczowa. Tam zaś szlakiem rowerowym "Greenways"Kraków-Morawy-Wiedeń przez Bładnice, Godziszów do Goleszowa. Z tamtąd szlak wiedzie do Dzięgielowa. Tam widzieliśmy ruiny cementowni i przejeżdzaliśmy bardzo widokową trasą. Potem szlak skręcił do lasu, gdzie zobaczyliśmy coś dziwnego w postaci niby asfaltu ,niby betonu. Potem wyjechaliśmy już na drogę i skierowaliśmy się do Lesznej Górnej. Tuż przed przejazdem przez granicę szukałem kantoru, który kiedyś tam był-niestety nie udało się i bez koron wjechaliśmy na przejście graniczne. Obok tego przejścia pasły się krowy, które najwyraźniej nie miały świadomości, że przekraczają granicę państwa, bo nikt ich nie pilnował!!! Na przejściu celnik siedzący na murku i wygrzewający się w słońcu "kapnął się", że czekamy na niego,aż sprawdzi dowody, co oczywiście zrobił. Wjechaliśmy do Czech.

Tam zaraz są sklepy i kolejny zamknięty kantor!!! Po chwili rozmowy z ładną Czeszką dowiedziałem się, że najbliższy kantor jest w Trzyńcu. Pojechaliśmy do Trzyńca i wymieniliśmy kasę. Z Trzyńca mijając elektrownię, drogą ruszyliśmy do Jabłunkowa, po drodze odwiedzając Wędrynię, Bystrzycę i Gródek. Zaczęły nam się ukazywać przepiękne widoki na Beskid Śląski z Czantorią, Soszowem i Stożkiem, oraz na Beskid Morawskośląski z Łysą Górą na czele.
Wadą był duzy ruch samochodów na tej drodze, która wiedzie obok linii kolejowej. Teren był zatem płaski. Wjechaliśmy na rynek w Jałunkowie i trochę odpoczęliśmy zwiedzając to miasteczko.Nastepnie ruszyliśmy juz po górkach do Mostów.
Nazwa nie przypadkowa, bo jadąc do tej miejscowości są na drodze duże mosty nad dolinami-jak ktoś był na Słowacji to wie jak to wygląda pięknie. W oddali ukazywał się już cel naszej wyprawy-"Ski areal". Po pokonaniu kilku wzniesień i ukradnięciu kilku pysznych jabłem z ogrodu zawitaliśmy pod stokiem.

To miejśce to prawdziwy raj nie tylko zimą, ale równierz latem. Znajduje się tam park linowy i tor saneczkowy oraz ...wyciąg dla
rowerów!!!


Jak to zobaczyłem to mnie normalnie zamurowało!!! Taki specjalny rower bez hamulców, siodełka i pedałów zaczepia się do wyciagu (który w zimie służy nam-narciarzom), jedzie się na szczyt stoku narciarskiego i zjeżdza na dół.


My odpoiczywaliśmy pijąc m.in cytrynową Coca Colę!!! Podziwialiśmy to miejsce, które jest położone zaledwie kilometr od granicy czesko-słowackiej. Zapadła decyzja,że trzeba tu wrócicić-ale zimą na narty!!! Mamy nadzieję, że się to już w końcu uda!
Wróciliśmy się do Jabłonkowa, a tam w centrum skręciliśmy w stronę granicy z Polską. Jechaliśmy pod górkę przez Pisek i Bukowiec. W Pisku widzieliśmy ladny kościół, a tuż obok granicy w Bukowcu kolejny stok narciarski w Czechach. Skręciliśmy ku turystycznemu przejściu Bukovec/Istebna, które jest w miejscu, gdzie Olza wypływa z Polski do Czech.
Po przejechaniu granicy, jechaliśmy lasem po górkę do Istebnej. Po drodze ochłodziliśmy się w źródełku i zobaczyliśmy "kosmiczne miejsce".
W Istebnej drogą skierowaliśmy się w stronę Wisły. Na przeszkodzie w szybkim dotarciu do miasta Adama Małysza, stanęła Przełęcz Kubalonka, którą zdobyliśmy!!!
Wyprawa zakończyła się na stacji kolejowej w Wiśle Głebcach. Tam zmęczeni wsiedlismy do pociągu i pojechaliśmy do Czarnolesia i do domu.


Wyprawa zakończona dużym sukcesem i wielką nadzieją na zimę!!! Pogoda dopisała-było bardzo ciepło,a skutki tego odczuliśmy na własnej opalonej skórze!!! Za 3 dni wyruszyliśmy ale już samochodem w gigantyczną wyprawę do Międzyzdrojów nad Morzem Bałtyckim.


Zainteresowanych Ski arealem Mosty u Jablunkova zapraszam na ich stronę( niestety po czesku ale przecież czeski nie jest trudny dla Polaka)
www.skimosty.cz/

Wyprawa rowerowa na Paprocany

Niedziela, 29 lipca 2007 · Komentarze(0)
Wyprawa rowerowa na Paprocany

Kolejna wyprawa rowerowa odbyła się w niedzielę 29.07.2007 roku. Celem naszej wyprawy bylo Jezioro Paprocańskie w Tychach. Pogoda dopisywała-było upalnie i słonecznie, tak więc nic nie stało na przeszkodzie...

Na wyprawę wybrałem się wspólnie z wujkiem i siostrą. Trasę rozpoczęliśmy w Miliardowicach i skierowaliśmy się do Zabrzega. Tam jechaliśmy wałem Jeziora Goczałkowickiego do Goczałkowic. Do Pszczyny jechaliśmy Wiślaną Trasą Rowerową. Zawitaliśmy do Parku Pałacowego w Pszczynie. Tam pooglądaliśmy mapę i skierowaliśmy się wąską asfaltową drogą do Piasku. Trasa oczywiście byla banalnie latwa. W Piasku jechaliśmy obok stacji PKP, a potem skierowaliśmy się w stronę lasu. Odpoczęliśmy na skraju lasu w specjalnie przygotowanym do tego celu miejscu. Uroku temu miejscu dodawały rosnące tam ostrężnice, które bardzo nam smakowały... Wjechaliśmy do lasu i skierowaliśmy się do opuszczonej jednostki wojskowej w Czarkowie. Budynki te przypominają obraz nędzy i rozpaczy-wszystko jest rozwalone i porozkradane!!! Znajdują się tam też bunkry. Jechaliśmy dalej, przez Kobiór. Trasa wiodła lasem, aż do zameczku myśliwskiego Promnice, nad brzegiem jeziora. Pojeździliśmy sobie tam trochę i trochę przypadkowo trafiliśmy do miasta rowerzystów ze słynnej grupy rowerowej Duszak Team, czyli do Tych. Tam odpoczywaliśmy nad brzegiem malowniczo położonego Jeziora Paprocańskiego. Trochę postraszył nas deszcz, ale tylko symbolicznie... Do domu wracaliśmy identyczną trasą.

Polecam tą trasę na Paprocany-jest fajna-wiedzie lasem i dobrze oznakowana. Ponadto nie jest wymagająca...

Wyprawa rowerowa Stożek-Soszów

Wyprawa rowerowa Stożek-Soszów


1.07.2007 o godzinie 8:00 rozpocząłem wspólnie z Szymonem i Michałem wyprawę rowerową. Początkowo celem wyprawy był Stożek. Podczas jazdy pociągiem spotkaliśmy pewnego starszego pana, który mieszkał w Jeleniej Górze. Opowiadał nam o swoich wojażach na rowerze- jak to był na lodowcu w Skandynawii!!! Po przyjeździe pociągiem do Wisły Głębce ruszyliśmy zielonym szlakiem turystycznym w kierunku Stożka. Zaraz po opuszczeniu stacji kolejowej pojawił się pierwszy stromy zjazd, który pokonaliśmy pieszo. Potem jechaliśmy od wiaduktu kolejowego asfaltową, a potem kamienistą drogą pod wyciąg na Stożku. Podczas jazdy minęliśmy po prawej stronie skocznię narciarską w Łabajowie. Przed wygramoleniem się n a krzesełka sprawdziliśmy stan rowerów. W końcu niewiarygodny, ale prawdziwy wyczyn-jazda z rowerami na wyciągu krzesełkowym!!! Po zejściu z wyciągu i oglądnięciu widoku, ruszyliśmy niebieską trasą narciarską w dół. Po super zjeździe znowu wsiedliśmy na krzesełka i wio do góry. Na górze odpoczynek przy schronisku tuż przy granicy polsko-czeskiej. Potem ruszyliśmy w kierunku Soszowa wzdłuż granicy. Po kilkunastu metrach ekstremalne zejście, które Michał pokonywał na dupie…,a ja z Szymonem pieszo z rowerami. Michał potem też. Potem już łatwiejszą trasą wśród pięknych widoków na góry dojechaliśmy na Soszów do górnej stacji wyciągóe narciarskich i schroniska. Było też kilka podjazdów, które Szymon pokonywał pieszo z rowerem a ja z Michałem na rowerach. Przy schronisku na Soszowie, odpoczynek, a potem po pożegnaniu się z granicą państwową, zjazd stromą trasą narciarską w dół.Po pokonaniu Soszowa od Stacji narciarskiej asfaltową drogą ruszyliśmy do Wisły. Tam pojedliśmy i odpoczęliśmy nad Wisłą, gdzie w statek „zabawiło” się moje tylnie światełko bo wpadło do rzeki. Po odpoczynku ruszyliśmy trasą rowerową do Ustronia. Na trasie ewenement: jedna rzeczka płynęła nad drugą!!! Dotarliśmy do Ustronia. Tam po odpoczynku podziwialiśmy Czantorię. Szymona urzekł nowoczesny wyciąg krzesełkowy. Potem po podziwianiu skoków z katapulty ruszyliśmy w stronę dworca PKP Ustroń Polana. Wyprawa pełna wrażeń zakończyła się około godziny 20:30. Oprucz wrażeń dopisała nam piękna letnia pogoda, choć rano na to nic nie wskazywało…

Bieruń 18.02.2007 Inauguracja sezonu 2007

Niedziela, 18 lutego 2007 · Komentarze(0)
Bieruń 18.02.2007
Inauguracja sezonu 2007


Może to kogoś dziwic ,ale tą wyprawą rozpoczynałem sezon rowerowy 2007!!! Niepowodzenia związane z sezonem narciarskim, spowodowane zupełnym brakiem warunków śniegowych oraz wiosenna aura sprawiły, że już 18.02.2007 roku można było zorganizować wyprawę rowerową. Jechała ze mną siostra. Nasza trasa rozpoczęła się w Miliardowicach i wiodła na Pszczynę (przez wał Jeziora Goczałkowickiego) Wiślaną Trasą Rowerową. W parku pszczyńskim zapadła decyzja o wypadzie do nieznanego nam miasta-Bierunia. Do samego Bierunia jechaliśmy dokładnie tak samo jak prowadzi słynna "wiślanka". Trasa nie była zbyt wymagająca, bo to tereny równinne,za to widoki były niezwykłe jak na luty!!! Wbrew pozorom nie było nam zimno-panowały temperatury w okolicach 10 stopni. Cel naszej wyprawy został osiągnięty na rynku w Bieruniu. Stamtąd wracaliśmy identyczną trasą.

Niezwykłość tej wyprawy to przede wszystkim data 18.02.2007 jak i również fakt,że nigdy dotąd w Bieruniu na rowerze nie byliśmy... Obiecaliśmy sobie odwiedzić jeszcze raz to miasto,ale w lecie. Teraz zasadnicze pytanie: w lecie,ale którego roku? W lecie 2007 jakoś zapomnieliśmy tam wrócić,ale spokojnie-jeszcze tam wrócimy... Więcej na www.roba25.pl.tl