Kaczyce

Wtorek, 22 lipca 2008 · Komentarze(0)
Kaczyce i okolice...


Pewnego dnia podczas samochodowej wizyty w sklepie "Giga Sport" w czeskiej Karvinie zobaczyłem interesujący bidon rowerowy, który miałem zamiar kupić. Niestety byłem przekonany,że nie mam kasy na niego i go nie kupiłem. Po powrocie do domu, okazało się,że pieniądze jednak miałem i to nawet podczas wizyty w tym sklepie!!! Wtedy też narodziło się twierdzenie:Muszę tam wrócić i go kupić!!!



Nie jestem jednak zwolennikiem jazdy samochodem, to też po bidon pojechałem na rowerze, a stało się to 22 lipca 2008 roku...

Tego dnia pogoda była pochmurna, ale nic nie wskazywało na deszcz, więc wypad mógł się obyć. Wyprawę rozpocząłem w Bronowie, skąd Wiślaną Trasą Rowerową (WTR) i "Greenways" dotarłem do Landeka.Tam skierowałem się w stronę lasu, w ktorym skręcłem na żółty szlak Euroregionu Śląsk Cieszyński i dotarłem nim przez las do Zaborza. Tam znaną mi trasą (jechałem nią już wielokrotnie) jechałem przez Drogomyśl i Pruchną do Kończyc Małych.W tej miejscowości przy mojej trasie znajduje się grób Majora Cezarego Hallera, kóry dowodził Wojskiem Polskim podczas najazdu czeskiego na Śląsk Cieszyński w 1919 roku.Tam jednak w okolicach "Slo-naftu" skręciłem w stronę Sanktuarium Maryjnego.Obok kościoła znajduje się też zamek i płynie Piotrówka. Postanowiłem jechać lokalnym szlakiem żółtym prowadzącym do granicy w Kaczycach Górnych. Po drodze jechałem obok "Strusiolandu" w Kończycach Małych. Pierwszy raz w życiu na własne oczy widziałem strusie!!! Mieści się tam Agroturystyka. Szlak zaprowadził mnie do Pogwizdowa w okolice stacji PKP i osiedla bloków-są to bloki wybudowane dla górników pracujących w byłej KWK Morcinek Kaczyce. Odwiedziłem równierz tereny kopalni "Morcinek" w Kaczycach. Zdewastowane budynki świadczą o kopalni, która fedrowała tu w latach 90-tych i została zamknięta w 2002 roku. Od tego momentu wszystko popada w ruinę-mimo,że swoją siedzibę ma tu obecnie Karbonia PL. Jest tu też elektrownia sprzedająca energię pobliskim czeskim kopalniom. Hałdy, po ktorych jeździłem znajdują się nad samą Olzą, stanowiącą tutaj granicę polsko-czeską.Jadąc wzdłuż Olzy natknąłem się na miejsce, gdzie granica "wychodzi z Olzy na ląd". Jechałem potem polską stroną do granicy w Kaczycach Górnych. Z granicy zjechałem aż pod sam sklep "Giga Sport" w Karvinie. Tam szukałem miejsca do "zaparkowania" rowera.Gdy już wszedłem do sklepu przy drzwiach zauważyłe szafki, gdzie musiałem dać towar spoza sklepu. Ochroniarz wcisnął swoją monetę do zamka i otworzył mi szafkę, gdzie dałem plecak, kask i okulary. Nastepnie ochroniarz to zamknął i dał mi kluczyk, oraz przyniósł koszyk na zakupy. Zaskoczyło mnie to, ale coż tutaj "klient nasz pan" jest bardzo przestrzegane.Poszedłem po bidon i zaraz do kasy. Po zaplaceniu 99 Kc sprzedawca zawołał po czesku,że skoro jestem w trasie i kupiłem bidon powiedział:"Kupte se napoj", a ja mu grzecznie po polsku odpowiedziałem,że napój już mam, na co on zrobił dziwną minę...Przy wyjściu ochroniarz zabrał mi koszyk i zapakował do reklamówki bidon, otworzył moją szafkę z i przyniósł mi moje, pozostawione tam, rzeczy. Następnie on sam zamknął szafkę i zabrał monetę, oraz pokazał którymi drzwiami się wychodzi. Powiedział, że zapraszają ponownie, a ja mu grzecznie za wszystko podziękowałem.Od razu pomyślałem,że bardzo miła obsługa i szkoda,że Karvina nie leży w Polsce.Ze sklepowego parkingu skierowałem się ul.Borowskiego na granicę do Kaczyc Dolnych,gdzie juz byłem wielokrotnie.W Kaczycach Dolnych skierowałem się do Czarnego lasu, będącego w Czechach, gdzie trochę pojeździłem. Potem trasa rowerowa zaprowadziła mnie do Zebrzydowic, przez polskie Uroczysko Szydłówka i Uroczysko Siroczy, po opuszczeniu kórego ponownie wjechałem do czeskiej Karviny.Z tego miasta jechałem do Petrovic, do miejsca,gdzie linia kolejowa przecina granicę, a następnie przez granicę w Marlowicach Górnych wjechałem na polską stronę linii kolejowej.Linia ta, to trasa z Czechowic-Dziedzic do Ostravy. Wróciłem do Zebrzydowic,a z tamtąd bezpośrednio do Kończyc Małych i przez Pruchną, Drogomyśl, Zaborze, Landek wróciłem do domu.

Dystans to 118 km, pogoda ze średnim zachmurzeniem, temperatura około 20 stopni.Galeria jest tutaj.

Imielin

Niedziela, 20 lipca 2008 · Komentarze(0)
Zbiornik Imieliński (Dziećkowicki)

20 lipca 2008 roku (Niedziela) korzystając ze sprzyjającej pogody wybraliśmy się na wyprawę rowerową. Naszym celem był zbiornik Imieliński (lub, jak kto woli Dziećkowicki) znajdujący się na granicy województwa śląskiego z małopolskim.
Swoją wyprawę rozpoczęliśmy tradycyjnie w Ligocie-Miliardowicach, a z tamtąd jechaliśmy do stacji PKP Zabrzeg-Czarnolesie, gdzie wjechaliśmy na Wiślaną Trasę Rowerową (WTR). Tą trasą jechaliśmy przez Zabrzeg, wał Jeziora Goczałkowickiego, Goczałkowice, Pszczynę-gdzie odwiedziliśmy Park Pałacowy.Z Pszczyny WTR prowadzi wspólnie z "Eurovelo R4" i "Greenways Kraków-Morawy-Wiedeń" przez Ćwiklice do Miedźnej, gdzie te trasy się rozdzielają. My jechaliśmy dalej WTR przez Międzyrzecze, Bojszowy do Bierunia Starego. Tam na rynku odpoczęliśmy i poszukaliśmy trasy na Lędziny, gdzie pojechaliśmy, mijając kopalnię "Ziemowit".To własnie turyści z tej kopalni mieli wypadek w Serbii. Z Lędzin, przez Hołdunów jechaliśmy do Imielina. Wówczas widzieliśmy kominy Elektrowni Jaworzno i słyszeliśmy samochody jadące Drogą Ekspresową S1 i Autostradą A1 (to ta słynna autostrada z Katowic do Krakowa, którą remontują bez końca...).W Imielinie po oglądniećiu planu miasta dotarliśmy na piaszczyste tereny położone wokół jeziora imielińskiego (dziećkowickiego). Będąc na brzegu jeziora zauważyliśmy, że ma ono piaszczyste dno i bardzo czystą wodę!!! Niestety nie można się w tym miejscu kąpać-kąpiel dozwolona jest od strony Małopolski. Po odpoczynku nad jeziorem ruszyliśmy jedną z lokalnych tras rowerowych do Chełmu Śląskiego, gdzie wjechaliśmy na WTR. Tutaj wypada wspomnieć,że byłem tu równo 2 tygodnie wcześniej.Dokładnie tą samą trasą jechałem aż do Bierunia Nowego(patrz Oświęcim-Libiąż). W Bieruniu Nowym jechaliśmy dalej WTR przez Jajosty do Bojszów, a potem przez Międzyrzecze do Frydka i Miedźnej.Tam też chwilę odpoczęliśmy i zapadła decyzja,że nie pojedziemy do Goczałkowic przez Pszczynę, tylko przez Rudołtowice. Jak postanowiliśmy-tak zrobiliśmy, opuszczając na "jakiś czas" WTR. Jechalismy z Miedżnej przez Rudołtowice (znajduje się tam "dom publiczny") do Goczałkowic. Wtedy zapadła już ciemność. Przejeżdżaliśmy przez stare uzdrowisko w Goczałkowicach i przejechaliśmy przez bardzo stary most na Wiśle do Renardowic (dzielnica Czechowic-Dziedzic). Tam znajduje się restauracja "Stara Winiarnia", a po prawej stronie za krzakami biegnie linia kolejowa z Katowic do Bielska-Białej.
W tym miejscu kilka lat wcześniej zaginęła pewna dziewczyna, która szła z Renardowic na dworzec PKP do Goczałkowic-Zdroju-wyszła z domu i nie dotarła na dworzec. Poszukiwaniami zajmuje się Polcja oraz biuro detektywistyczne K.Rutkowskiego, ale jak narazie nic nie wiadomo co się z nią stało...
Z Renardowic jechaliśmy ul.Waryńskiego do Zabrzega, a ztamtąd do domu.
Licznik zanotował 148 km. pogoda to słońce ze średnim zachmurzeniem, temperatura okolo 20 stopni.Galeria zdjęć jest tutaj.

Z wizytą na Żywiecczyźnie...<br

Poniedziałek, 16 czerwca 2008 · Komentarze(0)
Z wizytą na Żywiecczyźnie...



16.06.2008 doszło do historycznej wyprawy rowerowej!!! Dodać należy tylko tyle,że nie była ona w tym dniu planowana. Na ten dzień planowane było od 9 rano chodzenie po górach, ale zbyt późny powrót z imprezy (o 3 nad ranem), jaka miała miejsce dzień wcześniej w Czechowicach-Dziedzicach unicestwił te plany. Po imprezie wstałem około 9:30 rano i postanowiłem "gdzieś się przejechać" na rowerze. Początkowo myślałem o okolicach Oświęcimia, ale w bardzo szybkim tempie narodziła się myśl, że czas na pierwszą rowerową wizytę na Ziemi Żywieckiej, gdzie jeszcze na rowerze nigdy nie byłem.
Swoją wyprawę rozpocząłem w Bronowie. Następnie jechałem przez Międzyrzecze Dolne i Górne (rozpościerają się tutaj piękne widoki na Śląsk cieszyński i pasmo Klimczoka),az po pokonaniu dużego wzniesienia zawitałem do dzielnicy Bielska-Białej Wapienicy. Tam jechałem główną drogą obok dawnego Silver Club i giełdy. Znalazłem się w Aleksandrowicach nieopodal tzw. Hulanki. Tam przejechałem do Olszówki Dolnej, a z tamtąd przez Leszczyny do Mikuszowic Krakowskich i wyjechałem z Bielska-Białej. Znalazłem się w Wilkowicach-miejscowości położonej między Beskidem Małym i Beskidem Śląskim. Oczywiście było tutaj kilka wzniesień, ale trudy jazdy pod górkę rekompensowały piękne widoki na Klimczok i Skrzyczne oraz okolice Buczkowic i Mesznej.Przez Rybarzowice i Łodygowice dotarłem do Żywca. Cały czas towarzyszyły mi piękne widoki na Beskid Mały, Beskid Śląski i Beskid Żywiecki. Wjeżdzając do Żywca zobaczyłem też Jezioro Żywieckie, a oddali górę Żar. Będąc w Żywcu nie sposób przypomnieć sobie z czego to miasto słynie. Na samym wyjeździe z tego miasta, w kieruku Wieprza, znajduje się słynny browar, który odwiedziłem!!! Piwa nie piłem, bo przecież jechałem, a jak jadę to nie piję!!! W Żywcu zwiedziłem centrum miasta. Widziałem równierz rzekę Sołę, którą już w swojej "rowerowej karierze" przejeżdzałem kilkakrotnie.Wróciłem się z Żywca i skręciłem w kierunku Pietrzykowic. Było na trasie trochę górek, ale warto było się pomęczyć-zaczęły się rozpościerać piękne widoki m.in. na Babią Górę, Pilsko, Wielką Raczę i oczywiścieBaranią Górę,Małe Skrzyczne,Skrzyczne, oraz Beskid Mały.
Podobnie było w Lipowej. Lipowa to miejscowość o której wielokrotnie słyszałem od kumpla Dawida (z tamtąd pochodzi Jego mama). Wówczas mówił,że jest to ładna miejscowość i ja mogę to potwierdzić. Lipowa to bardzo ładna miejscowość nad, którą góruje Skrzyczne, a rozpościerające się z tamtąd widoki należą do najpiękniejszych jakie widziałem!!! Pojeździłem po Lipowej i podziwiałem te widoki, a następnie skierowałem się przez Słotwinę i Kalną do Godziszki. Po drodze było kilka niegroźnych podjazdów i zjazdów, ale w końcu byłem u podnóża Skrzycznego...W Godziszce przejechałem obok kościoła NMP Szkapleżnej, gdzie proboszczem jest ks.kan. Andrzej Wolny. Przybył On do tej parafii z Miliardowic, gdzie w latach 1986-1994 był proboszczem i to z Jego rąk przyjąłem I Komunię Świętą (1.05.1994)w kosciele Miłosierdzia Bożego w Miliardowicach. Z Godziszki pojechałem do Buczkowic. Buczkowice to miejscowość położona przy wjeździe do Szczyrku, który zaraz potem odwiedziłem. W Szczyrku zobaczyć można południowe stoki Klimczoka oraz działa tutaj kolejka linowa na Skrzyczne.W tym mieście złapał mnie drobny i na szczęście przelotny deszcz. Tutaj też postanowiłem odpocząć i posilić się. To co zauwarzyłem w Szczyrku to, oprócz licznych sklepów, równie liczne napisy "SCYPKI". Tak bowiem nazwano tutaj znany ser-w całym kraju zwany OSCYPKIEM. Zmiana nazwy ma na celu ominięcie przepisów UE dotyczących OSCYPKA. W Szczyrku odwiedziłem amfiteatr "Skalite"-miejsce gdzie kiedyś spotkałem "Golec uOrkiestrę". Tutaj znajduje się też skocznia narciarska "Skalite", która została specjalnie przebudowana na sezon narciarski 2007/2008 . Miały się tam wówczas odbyć Mistrzostwa Świata Juniorów w skokach narciarskich, ale niestety w wyniku kapryśnej zimy zostały ostatecznie rozegrane w Zakopanem. Skocznia nadal jest przebudowywana.Wiele razy była areną Mistrzostw Polski, a jej dotychczasowy rekord należy oczywiście do Adama Małysza, który wielokrotnie tutaj skakał. Ze Szczyrku wróciłem do Buczkowic,gdzie niemal cały czas jedzie się z górki. Z tej miejscowości (równierz z górki), jechałem przez Meszną do Bystrej. Tutaj w okolicach szpitala chorób płuc i gruźlicy trzeba pokonać dosyć duży podjazd i w ten sposób znajdziemy się na terenie Bielska-Białej(konkretnie Mikuszowic Śląskich). Z tamtąd jechałem mijając olbrzymi korek, obok parkhotelu "Vienna" i wyjechałem w dzielnicy Aleksandrowice. Następnie przez Wapienicę, Międzyrzecze Górne i Dolne oraz Bronów wróciłem do domu.

Pogoda dopisała, słonecznie (za wyjątkiem przelotnego deszczu w Szczyrku) z temperaturą około 20 stopni. Licznik zanotował 108 km. Podczas wyprawy towarzyszyły mi bardzo ładne widoki na Beskid Śląski, Beskid Żywiecki i Beskid Mały. Było trochę podjazdów, ale było też dużo zjazdów-ogólnie da się wytrzymać...


Galeria zdjęć z tej wyprawy znajduje się tutaj.

Z wizytą na końcu świata...

Z wizytą na końcu świata...



29.05.2008 postanowiłem wybrać się na wyprawę rowerową na "koniec świata". Wyjechałem z domu przez Bronów i Landek. W Landeku jechałem lasem wjeżdżając jednocześnie do alei dębowej mieszczącej się już w Chybiu. Przejechałem główną drogą przez Chybie i Zabłocie docierając do Strumienia. Tam zaraz za mostem na Wiśle skręciłem w lewo. Mijając po drodze stację kolejową Strumień dotarłem do Zbytkowa. Na skrzyżowaniu w tej miejscowości jechałem prosto przez skrzyżowanie jadąc trasą Eurovelo R4. Tą trasą jechałem aż do Jastrzębia (jadąc m.in. przez ładne zakątki Jarząbkowic i Golasowic oraz Bzia). Tam postanowiłem wysłać SMS mojemu wujkowi, który jak się okazało też był na wyprawie rowerowej-jeździł po okolicach Pawłowic jeżdżąc m.in przy słupach granicznych Austrii i Prus (ja tam już też wielokrotnie jeździłem-patrz tutaj). Spotkaliśmy się w Jastrzębiu przy moście kolejowym dawnej linii PKP na Moszczenicę. Z tamtąd ruszyliśmy (jadąc niedaleko targowiska w Jastrzębiu) do dzielnicy Jastzębia - Ruptawy. Tam jechaliśmy ul.Żwirki i Wigury do granicy z Czechami. Po krótkim odpoczynku na granicy przejechaliśmy do Czech-do Piotrowic koło Karwiny. Tam ładnymi i pagórkowatymi terenami dojechaliśmy "na koniec świata". "Koniec świata" to nazwa nie przypadkowa. Miejsce to jest specyficzne-znajduje się, jak to nazwaliśmy w takim "czeskim worku" odtoczonym z trzech stron przez Polskę. Być może dlatego Czesi nazwali to "na konci sveta"-kiedyś, kiedy były mocno strzeżone granice państw (na granicy był płot z drutem kolczastym), faktycznie dla nich było to jakby na końcu świata... W barze o nazwie "Koliba na konci sveta"(gdzie w zabawny sposób dogadywałem się z czeską barmanką!) wypilismy po Coca-Coli i ruszylismy na północny-zachód. Dojechaliśmy do granicy i krótko szliśmy wzdłuż niej, a następnie przeszliśmy do Polski. Na skrzyżowaniu w Moszczenicy się pożegnaliśmy: ja pojechałem na południe w stronę Skrbeńska, a wujek w kierunku północnym przez Jastrzębie do Gogołowej, gdzie mieszka. W Skrbeńsku jechałem drogą po polskiej stronie, a kiedy ta skręciła przeszedłem na drugą drogę leżącą już w Czechach. Jechałem do Piotrowic na dół i skręciłem w stronę hotelu "Dakol" i kościoła będącego przy samej granicy. Wjechałem ponownie do Skrbeńska, a następnie do Gołkowic. Przejechałem przez Gołkowice, oglądając drewniany kościół. W Gołkowicach przejechałem przez dawne przejście graniczne do Zavady, a stamtąd jechałem skręcając na rondzie w prawo w stronę Karwiny. Na przedmieściach widziałem coś, co jest charakterystyczne dla miast Ameryki-czyli niestety slumsy zamieszkałe przez Murzynów i obywateli państw Europy Wschodniej. Jadąc dalej wjechałem do starej części Karwiny-Frysztatu. Znajduje się tam ładny rynek, kościół i zamek przed, którym stoi pomnik Tomasza Masaryka. Następnie pojechałem do Uzdrowiska Darków, gdzie znajduje się ładny most nad Olzą. Jechałem dalej w stronę KWK "Darkov" na drogę wiodącą na Hawierzów-nie jechałem do Hawierzowa, lecz z powrotem na wschód do Karwiny. Z centrum tego miasta jechałem ul. Borowskiego do góry. Po kilku minutach minąłem po lewej stronie bar "Radegast" i ul.Mickiewicza. Po dotarciu na granicę w Kaczycach Dolnych, jechałem wzdłuż niej czeską drogą, a następnie gdy po polskiej stronie pojawiła się równoległa droga przeszedłem przez granicę dzielącą obie drogi. Widziałem jak opierając się od słup pozostały po płocie granicznym rozmawiali dwaj panowie-prowadzili sąsiedzkie rozmowy polsko-czeskie. Jechałem polską drogą do Kaczyc Dolnych, a następnie pokonując gigantyczny zjazd i podjazd na drodze w stronę Cieszyna wjechałem do Kończyc Wielkich. Tam skierowałem się jadąc przez ładne tereny do Hażlacha.Z tej miejscowości ruszyłem do Dębowca. Cały czas towarzyszyły mi ładne widoki na Czantorię, Skrzyczne i grupę Klimczoka oraz Łysą Górę. Jechałem do Dębowca. Wstępnie miałem zamiar jechać przez Skoczów, ale zobaczyłem drogowskaz na Ochaby, więc uznałem,że bliżej będzie jechać przez tą miejscowość. W Ochabach jechałem przez tereny stawów Zakładu Doświadczalnego Gołysz należącego do Polskiej Akademii Nauk. Są to stawy hodowlane. Z Ochab jechałem obrzeżami Pierśca. Zaczęło się już ściemniać, tak więc przyśpieszyłem tempo,żeby być w domu jeszcze za widoka. W Pieścu jechałem wzdłuż lasu. Następnie wjechałwem na leśną drogę wiodącą aż dogranicy Landeka i Chybia. Z tamtąd już tylko do Ladeka i Bronowa i do domu.

Podczas wyprawy było ciepło-około 25 st i słonecznie, czasem trochę zawiał umiarkowany wiatr. Była to też oficjalnie moja 21 wizyta na terenie Czech.

Przejechane km to 115. Galeria zdjęć z tej wyprawy znajduje się tutaj.

Wielka Czantoria

Wielka Czantoria


Po zdobyciu Stożka i Soszowa Wielkiego, co miało miejsce 1.07 2007 roku, (patrz tutaj ) postanowiłem dokończyć rozpoczęty wtedy podbój pasma granicznego w Beskidzie Śląskim. Początkowo z realizacją tegoż pomysłu bywało różnie, aż w końcu "uniesiony dumą" po zdobyciu Błatniej 9.05.2008 postanowiłem dokończyć to dzieło. Wyprawa została zaplanowana już tego samego dnia!!!

W niedzielę 11.05.2008 ok godziny 13:30 (mimo,że nogi dobrze pamiętały jeszcze Błatnią), wyruszyłem z domu na rowerze w stronę Landeka. Jechałem dalej dobrze znanymi mi drogami przez Iłownicę, Pierściec, Kiczyce, Skoczów. W Skoczowie wjechałem na jedną z najlepszych tras rowerowych, jaką kiedykolwiek jechałem!!! Wzdłuż rzeki Wisły aż do samej miejscowości Wisła (konkretnie do Jeziora Czerniańskiego pod Baranią Górą) prowadzi WTR-Wiślana Trasa Rowerowa.Jedzie się nią poprostu bosko-widoki są super, a nawierzchnia równa i solidnie ubita!!! Nie ma żadnych zakrętów!!! Jeździ tam dużo rowerzystów, co świadczy o popularności tej trasy. Z WTR zjechałem niedaleko stacji PKP Wisła Obłaziec. Tam też zapoznałem się z rozkładem jazdy PKP na Katowice (na wypadek jakiś nieprzyjemności). Niestety na Katowice jadą tam zaledwie 4 pociągi, co pozostawiam bez komentarza... Jechałem kawałek drogą na Wisłę, po czym skręciłem w stronę Jawornika. To dobrze znana mi droga na stację narciarską Soszów, gdzie byłem na nartach. Jechałem tą drogą wjeżdżając jednocześnie na czarny szlak wiodący na przełęcz Beskidek.Szlak ten początkowo biegnie wspólnie ze szlakiem niebieskim, jednak po kilkuset metrach asfaltowej drogi szlaki rozstają się. Wjechałem na szlak czarny i asfaltową drogą między zabudowania. Początkowo trasa biegnie łagodnie, jednak asfalt szybko się kończy i zaczyna się dosyć strome podejście przez las. Następnie szlak prowadzi wśród łąk i pól. Ponieważ roztaczają się stąd wspaniałe widoki, warto zrobić sobie w tym miejscu postój, co oczywiście uczyniłem. W tym miejscu orzeźwiał mnie drobniutki deszczyk, który jednak przestał potem padać i było już słonecznie. Zobaczyłem stok na Rowienkach i Soszowie i od razu przypomniały mi się szusy na nartach. Siadając na trawie, można w spokoju cieszyć oczy pięknem górskiego i wiejskiego krajobrazu.
Dalej droga wiedzie pod górkę, wzdłuż niewielkiego pastwiska, gdzie pasły się białe i czarne owce i barany. Po kilku minutach marszu ponownie wchodzimy w las, gdzie czeka nas ostatni stromy odcinek przed Przełęczą Beskidek, położoną na wysokości 684 m n.p.m.W tym miejscu muszę napisać,że prowadziłem rower... Na przełęczy znajduje się budynek po turystycznym przejściu granicznym (przebiega tam granica polsko-czeska). Przez przełęcz prowadzi Główny Szlak Beskidzki im. K. Sosnowskiego (szlak czerwony). Spotkałem też tam innego rowerzystę, ale on jechał na Stożek. Ja oczywiście po krótkim odpoczynku jechałem w stronę Czantorii. Po przejechaniu obok Stacji Turystycznej Światowid (w której można się posilić i odpocząć) zaczęło się pierwsze strome podejście (trudno tu mówić o podjeździe) i rower znowu trzeba prowadzić, ale krótko. Do krótkiego odpoczynku doskonale nadają się... słupki graniczne, na których można usiąść, bo cały czas nam towarzyszą.Wyznaczają one granicę państwową z Czechami, a przecież nikt już nam nie zabroni siadania na nich... po karkołomnym podejściu mozna usiąść na rower i jechać dalej podziwiając piękne widoki na polskie i czeskie góry. Po jakimś czasie znowu trzeba wspinać się, ale tym razem krócej. Po wspinaczce dotarłem na szczyt Czantorii Wielkiej. Znajduje się tam czeskie schronisko i wierza widokowa, na którą nie miał mnie kto wpuścić... Usłyszałem tam też znajomy głos, kumpla z podstawówki, z ktorym jednak nie chciałem się spotkać, bowiem za tamtych czasów zbytnio się nie lubieliśmy. Był tam ze znajomymi, którzy dość głośno przeklinali i pili piwo. Po pewnym czasie usłyszałem hasło: "Dobra chodźcie już stąd, bo siedzimy i piepszymy tu jak stare baby!" Na szczęście mnie nie widzieli... Podąrzyłem cichaczem za nimi w stronę górnej stacji kolejki linowej na Czantorię. Po drodze jeden z nich obwieścił całej okolicy ,że ze zgubił bilet powrotny, na co drugi odpowiedział ,że soie kupi nowy. Jednak ten pierwszy mu odpowiedział, że go chyba poj... i na tym skończyła się ich merytoryczna konweracja. Oni siedli na krzesełka i pojechali na dół, a ja postanowiłem podziwiać piękne widoki z polany Stokłosicy. Usiadłem na trawie i cieszyłem oczy widokami na m.in na Równicę, Palenicę i Jezioro Goczałkowickie. Po jakimś czasie przyszedł do mnie pewien jegomość i oświadczyłe,że z polany Stokłosica nie wolno zjechać na dół rowerem. Powiedziałem mu,że nie miałem takich zamiarów. Zapytałem go, czy można z rowerem jechać wyciągiem z Ustronia na Czantorię. Niestety powiedział mi,że nie wie, bo do tej pory żadnych rowerzystów tutaj nie widział. Zapytał się skąd przyjechałem i jak usłyszał odpowiedź to dziwnie zbladł... Powiedziałem mu,że zamierzam jechać górami w stronę Goleszowa, a on mi zaproponował zjazd do Nydka w Czechach, lub na Poniwiec w Ustroniu. Wrócilem tą samą drogą na szczyt Czanorii i skierowałem się dalej wzdłuż granicy. W pewnym momencie poczułem chłód i się ubrałem. Minąłem czeską "Chatę Cantoryje" i polskie "Ranczo na Czantorii". Jechałem dalej. Zaczęły się piękne widoki na Polskę i Czechy i zjazd!!! Obok wyciągu na stoku Poniwiec natrafiłem na "Ścieżkę rycerską", którą zjechałem, bądź też w miejscach gdzie rower nie dawał rady pokonać "błotka" i kamieni, schodziłem. Przy dolnej stacji wyciągu zaczęła się asfaltowa droga i obok niej płynął górski strumień. Opuściłem "Ścieżkę rycerską" i niebieskim szlakiem dotałem na WTR obok Wisły w Ustroniu. Jechałem nia na Skoczów. W Skoczowie skręciłem na Kiczyce i przez Pierściec, Iłownicę i Landek dotarłem do domu, a licznik zanotował 85 km.

Wyprawa w pełni udana i wrażenia są zarąbiste!!! Zmęczenie po pokonywaniu stromych podejść szybko ustępowało... Teraz mogę patrzyć na Czantorię z satysfakcją, że została przeze mnie pokonana także na rowerze-pieszo pokonywałem ją wiele razy i to nawet nie mając jeszcze 10 lat.
Filmiki z wyprawy Czantoria-czeskie schronisko.
Schronisko czeskie i polskie
Ustroń Poniwiec.
Szczególowa galeria zdjęć z tej wyprawy znajduje się tutaj

Bielsko-Biała i Błatnia...


Bielsko-Biała i Błatnia...


W piątek 9 maja 2008 roku musiałem wybrać się z przymusową wizytą do Bielska-Białej. Dzień wcześniej w szkole zostałem poinformowany, że muszę odebrać zeszyt od jednego z kumpli. No więc umówiłem się na piątek.
Kiedy rano wstałem, zobaczyłem pogodne niebo, postanowiłem wybrać się tam rowerem. Niestety musiałem jechać bez rowerowego ubrania. Jechałem przez Bronów, Mazańcowice-malownicze widoki na Śląsk i Beskidy, Międzyrzecze (gdzie równierz były ładne widoki).Na kumpla czekałem na dworcu autobusowym w Bielsku i tam dopełniliśmy formalności. Wcześniej pojeździłem sobie trochę po Bielsku. Po dopełnieniu formalności rozstałem się z kumplem i podjechałem pod szkołę. Z tamtąd ruszyłem ul.Piastowską do góry. Wyjechałem na skrzyżowaniu-Hulance-gdzie zobaczyłem bielski odcinek WTR. Zapadła decyzja wypróbowania tej trasy w kierunku północnym. Trasa wiedzie przez ładne zakątki Starego Bielska, z pośród których wyjątkowe miejsce stanowi wzgórze Trzy Lipki. Rozpościera się tam znakomity widok na Grupę Klimczoka i Szyndzielni, oraz Śląsk Cieszyński, a nawet na Czechy i Górny Śląsk. Centralnym punktem na wzgórzu jest Krzyż Trzeciego Tysiąclecia. Nieco niżej znajduje się w leśnym zagajniku bunkier. Jechałem dalej WTR aż do Drogi ekspresowej S1. Tam kończy się bielski odcinek WTR. Potem jechałem drogą z Komorowic przez Mazańcowice (znowu widoki), do Ligoty. W centrum Ligoty znajduje się zabytkowy kościół Opatrzności Bożej (ma ponad 200 lat), gdzie 25.03.1985 roku mnie ochrzczono. Dalej jechałem przez Bagno (dzielnica Ligoty o śmiesznej nazwie) i Bronów do domu.
W domu zjadłem obiad, a zaraz potem naszły mnie myśli,że czas ubrać kolarskie ubranie i według wstępnych planów wybrać się do Jaworza. Tak więc jechałem przez Bronów i Rudzicę oraz Jasienicę. Z Rudzicy rozpścierają się piękne widoki na grupę Klimczoka i Szyndzielni oraz Dolinę Górnej Wisły.Swego czasu popularnie przez nas nazywana "górka rudzicka" była moim pierwszym wzniesieniem, które zdobywałem na rowerze "Kowalewo" już "za bajtla". Z Rudzicy do Jasienicy jedzie się pokonując kilka wzniesień, obok zagrody strusiów. W Jasienicy przejeżdża się prosto, pod drogą S1 do Jaworza. Po przejechaniu kolejnej drogi zaczynają się podjazdy. W Jaworzu Nałężu skierowałem się w stronę hotelu "Jawor" w Jaworzu Dolnym. Następnie zobaczyłem żółty szlak na Błatnią i postanowiłem wstępnie zapoznać się tylko z jego początkowym odcinkiem. Wkrótce szlak ostro piął się do góry. Zapadła decyzja o tym,że kończyć w połowie góry, to nie w moim stylu. Pełen sukces jest wtedy, gdy zdobędzie się ową górę. Szlak stał się łagodny i pojawiły się pierwsze widoki na Dolinę Górnej Wisły i Bielsko. W końcu wyjechałem na szczyt. Widoki jakie się z tamtąd rozpościerają są poprostu piękne!!! Widać całą Dolinę Górnej Wisły z Jeziorem Goczałkowickim, od okolic granicy polsko-czeskiej na zachodzie, przez Skoczów, Jezioro Goczałkowickie, Łaziska, Tychy, aż po okolice Oświęcimia. Na wschodzie, poza zalesioną kopułą Stołowa, wznosi się masyw Trzech Kopców i Klimczoka, opadający w lewo przez Szyndzielnię ku Pogórzu Cieszyńskiemu. Zwrócone ku nam stoki Klimczoka i Szyndzielni pokrywają lasy bukowo-świerkowo-jodłowe, opadające do Jeziora Wielka Łąka w Wapienicy.

Na prawo od Klimczoka wyłania się upstrzony polanami masyw Skrzycznego (1257 m n.p.m.) - najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego. Biegnie od niego w prawo przez Małe Skrzyczne, Malinowską Skałę i Zielony Kopiec aż po czerniejący w dali wał Baraniej Góry (1220 m n.p.m.) główny grzbiet Pasma Wiślańskiego. Na bliższym planie ponad doliną Brennej widnieje dwugarbny Kotarz, zza niego wysuwa się grzbiet Starego Gronia, a spoza Starego Gronia wybiega pasmo Trzech Kopców Wiślańskich - Orłowej i Równicy, zakończone wzniesieniem Lipowskiego Gronia.

Na dalszym planie ponad Trzema Kopcami Wiślańskimi widzimy zalesioną kulminację Kiczor, na prawo od nich stromo opadający ku północy Stożek, a dalej całe pasmo graniczne z Cieślarem, Wielkim Soszowem i oddzieloną szerokim siodłem przełęczy Beskidek Wielką Czantorią (995 m n.p.m.).

Na południowym zachodzie horyzont zamykają szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego: ponad Wielkim Soszowem grzbiet Wielkiego Połomu (1067 m n.p.m.), ponad przełęczą Beskidek - masyw Kozubowej (981 m n.p.m.). Na prawo od Czantorii wyraźny stożek Jaworowego (1032 m n.p.m.) wtapia się w masyw Ropicy (1082 m n.p.m.), zaś ponad nimi dominuje Łysa Góra (Lysá hora, 1323 m n.p.m.) - najwyższy szczyt tej grupy górskiej.
Na południu ponad garbami Kotarza widać w perspektywicznym skrócie nałożone na siebie szczyty pasma Wielkiej Raczy w Beskidzie Żywieckim,
Najlepiej widać Bielsko-Białą.Na szczycie mieści się schronisko turystyczne PTTK. Z tamtąd ruszyłem dalej w stronę Jaworza Nałęża, mijając Ranczo na Błatniej. Jechałem zielonym szlakiem na Łazek, a ztamtąd zjechałem górską drogą (gdzie kamień wyłamał mi szprychę w tylnim kole, którą potem wstawiłem) do Górek Wielkich. Z Górek Wielkich jechałem pod górkę obok kościóła do Jaworza Nałeża przez Dolinę Łańskiego Potoku, gdzie przez las prowadzi wąska i dziurawa droga. Wjechałem w Jaworzu Nałężu, a ztamtąd jechałem do Jaworza Dolnegoi przez Jasienicę, Rudzicę i Bronów wróciłem do domu.

Błatnia to moja 4 góra zdobyta na rowerze!!! Planowałem ją zdobyć w te wakacje, ale jak widać całkiem przypadkowo stało się to już 9.05.2008 przy doskonałej pogodzie. Licznik zanotował 50 km.

Lasy kobiórskie i okolice.

Lasy kobiórskie i okolice.



W niedziele 27.04.2008 postanowiliśmy wybrać się w lasy kobiórskie. Swoją wyprawę rozpoczęliśmy w Ligocie. Przez Zabrzeg, wał Jeziora Goczałkowickiego, Goczałkowice dotarlismy do Pszczyny. W Pszczynie jechaliśmy parkiem pałacowym podziwiając pola golfowe, nowo zbudowaną zagrodę żubrów, nowo zbudowaną replikę drewnianego bunkra w ziemi i pomniki i zamek książąt pszczyńskich. Po wyjechaniu z parku skierowalismy się w stronę Piasku. Jechalismy drogą równoległą do linii kolejowej Katowice-Czechowice-Dz., a następnie przecieliśmy linię PKP Pszczyna-Żory. Wyjechaliśmy na skrzyżowaniu w Piasku, obok stacji PKP. Jechaliśmy potem prosto,aż do wjazdu do lasów kobiórskich. W lesie kierowaliśmy się szlakami rowerowymi do Kobióra. W Kobiórze ustaliliśmy, że pojedziemy na zachód-trasą "Pessówka" w stronę Suszca. Tam też minęliśmy tamę na potoku Korzeniec. Jadąc tą trasą po drodze napotkaliśmy okrężną trasę żółtą przez południową część Łazisk Górnych-Zgoń. Tam, po wyjechaniu z lasu, podziwialiśmy lasy od północy. Dalej w przeciwną stronę było widać Elektrownię Łaziska. Jechaliśmy dalej i znów wjazd do lasu. Żółta trasa znów zbiegła się z "Plessówką" obok dworku "Mitręgówka". Jechaliśmy "Plessówką" w stronę Suszca. Po drodze, zatrzymaliśmy się przy kaplicy Matki Bożej, gdzie była grupa modlących się ludzi. Jechaliśmy dalej leśmym-brukowanym traktem-gdzie kiedyś jeździli na polowania książęta pszczyńscy-do Suszca. W Suszczu przywitał nas pewien "zalany gościu" i sympatyczny łabędż w stawie. Niestety nie mieliśmy chleba ze sobą i nie poczęstowaliśmy go W Suszcu widzielismy ładne widoki na okolice i kopalnię "Krupiński". Skierowalismy się do miejscowości Kryry. Tamtejszy kościół ma wmurowaną tablicę upamiętniającą wizytę kardynała Karola Wojtyły. Z Kryr pojechaliśmy bezdrożami-szlakami rowerowymi do Mizerowa, a stamtąd do Pawłowic Śląskich. Przejechaliśmy obok rynku w Pawłowicach i wjechaliśmy na trasę rowerową wiodącą traktem Cesarsko-Pruskim do Strumienia. Na trasie można spotkać pozostałości po dawnej granicy Prus i Austro-Węgier. Tym samym wjechaliśmy na trasę, którą ja jechałem zaledwie 2 dni wcześniej kiedy zwiedzałem Ziemię Pszczyńską(patrz tutaj:roba25.pl.tl/Pszczyna-_-Strumien.htm )

Z tego miejsca skierowaliśmy się do Strumienia, gdzie jadąc przez rynek, park i most na Wiśle dotarliśmy do Zabłocia. Z Zabłocia jechaliśmy główną drogą przez Chybie (tutaj był przymusowy postój na przejeździe), Mnich do Landeka, a z tamtąd brzegiem lasu do domu.

Pogoda dopisała, +20 st, ilość przejechanych km to 91.

Zabrzeg-Pszczyna-Strumień-Chybie
czyli dookoła

Piątek, 25 kwietnia 2008 · Komentarze(0)
Zabrzeg-Pszczyna-Strumień-Chybie
czyli dookoła Jeziora Goczałkowickiego...


W piątek 25.04.2008 postanowiłem wybrać się na wyprawę rowerową. Tym razem postanowiłem objechać dookoła Jezioro Goczałkowickie, oczywiście nie jechać bezpośrednio brzegiem tegoż jeziora, a trasami rowerowymi prowadzącymi po okolicach.
Swoją wyprawę rozpocząłem w stałym punkcie-Ligocie. Po drodze natknąłem się na znak informujący o tym,że 3 maja odbędą się tam zawody Pucharu Świata w kolarstwie szosowym kobiet-bez wachania podjąłem decyzję o tym,że takiej imprezy nie mogę przepuścić... Ale wracając do wyprawy: z Miliardowic pojechałem w stronę stacji PKP Zabrzeg-Czarnolesie, a z tamtąd Wiślaną Trasą Rowerową przez Zabrzeg na wał Jeziora Goczałkowickiego. Z tego miejsca rozpościerają się piękne widoki na całe jezioro i Beskid Śląski. Wał ma długość około 3 km i jest dostępny od 1.08.2006 dla rowerzystów i pieszych. Z wału wjechałem do Goczałkowic i jadąc dalej prosto do Pszczyny. W pobliżu komina skręciłem w stronę Łąki, wjeżdżając na specjalny chodnik dla rowerzystów. Miejsce to jest mi od dawna bardzo dobrze znane, gdyż mieszkają tam znajomi.W Łące skierowałem się na trasę "Eurovelo R4" i jechałem nią aż do Strumienia. Trasa wiedzie przez bardzo ładne zakątki Ziemi Pszczyńskiej-miejscowości Łaka, Wisła Mała, Wisła Wielka, Studzionka. Szczególnie polecam te trasy miłośnikom przyrody i ciszy oraz fotografom. Rozlegają się z tąd piękne widoki na Beskidy i Jezioro Łąka (trasa częściowo prowadzi wzdłuż połudnoiwego brzegu tegoż jeziora). W Studzionce wjechałem na trasę rowerową wiodącą w stronę Strumienia. Tym sposobem znalazłem się w tym mieście. Postanowiłem jednak odwiedzić pogranicze Strumienia i Pawłowic Śląskich. Jak wiadomo dokładnie gdzie teraz przebiega granica tych dwóch miejscowości (i powiatu pszczyńskiego z cieszyńskim) kiedyś przebiegała granica Monarchii Austrowęgierskiej i Królestwa Prus (ustanowiona w 1720 roku po tzw. wojnach śląskich pomiędzy tymi państwami).


mapka przebiegu tej granicy. Na żółto zaznaczono austriacki Śląsk Cieszyński, na szaro austriacką Galicję, na biało Sląsk Pruski.
Tłumaczenie nazw miejscowości:
Schwarzwasser-Strumień
Freistadt-Frysztat (obecnie Karvina w Czechach)
Teschen-Cieszyn
Loslau-Wodzisław Śląski
Dzieditz-Dziedzice (obecnie Czechowice-Dziedzice)
Pless-Pszczyna
Bielitz-Bielsko
Biala-Biała

Pozostałościami po tej granicy są słupki graniczne-przy czym jeden z nich jest bardzo dobrze widoczny i wysoki na około 1.50 m.-granica istniała aż do 1920 roku. Z granicy wróciłem się do Strumienia, a następnie przejechałem przez rynek, park z pomnikiem ofiar hitleryzmu, stary most na Wiśle do Zabłocia. W Zabłociu po pokonaniu kilkunastu metrów skręciłem obok strażnicy w stronę boiska klubu piłkarskiego "Orzeł Zabłocie". Przejechałem obok boiska i budynku świetlicy docierając jednocześnie do budynku przpompowni na brzegu Jeziora Goczałkowickiego. Nastepnie jadąc dalej drogami wzdłuż walów jeziora, dotarłem do Frelichowa, a potem do Zarzecza. Zarzecze to miejscowość, której duża powierzchnia znalazła się na początku lat 50 XXw. pod wodami Jeziora Goczałkowickiego. W 2002 roku, kiedy opuszczono wodę, odbyłem tutaj historyczną i jedyną w swoim rodzaju wyprawę rowerową "do miejsca, którego niema"-opis tej wyprawy znajdujdziecie klikając na ten link: roba25.pl.tl/Miejsce%2C-ktorego-nie-ma-.--.--.-.htm

W Zarzeczu skręciłem w stronę jeziora obok strażnicy, która jest równierz siedzibą Towarzystwa Miłośników Zarzecza. Wyjechałem na wał, spotkałem tam parę która przyszła tu na romantyczny spacer. Postanowiłem oddalić się w zachodnią stronę, by zobaczyć czy widać zalany wodami jeziora bunkier. Widać było, ale tylko jego górną część, bo reszta jest pod wodą. Do bunkra nie ma mozliwości podejść czy podjechać... Wróciłem do Zarzecza i skierowałem się do centrum Chybia mijając strażnicę i Sanktuarium Matki Boskiej Gołyskiej-czyli kościół w Chybiu. Przejechałem przez Chybie do Mnicha. Tam znajduje się aleja dębowa. Jadąc wzdłuż tej alei wjedzie się do lasu. Wjechałem do lasu, a za lasem jest Landek. Zaraz przy wyjeździe z lasu w Landeku skręciłem w lewo i polnymi drogami wzdłuż brzegu lasu dotarłem do domu.

Pogoda podczas wyprawy dopisała, +20 st. ilośc przejecanych km to 75.

Bielsko-Biała i okolice...

Bielsko-Biała i okolice...



W niedzielę 13.04.2008 r. postanowiliśmy odwiedzić stolicę Podbeskidzia-byłe miasto wojewódzkie, a obecnie powiatowe: Bielsko-Biała.

Naszą wyprawę rozpoczęliśmy w Ligocie-Miliardowicach, jadąc przez fragment Bronowa dotarlismy do centrum naszej wsi. Z tamtąd obok stawów "Sokoły" skierowaliśmy się do Czechowic-Dziedzic. Tam jechaliśmy obok kościoła św. Katarzyny, gdzie skierowalismy się na drogę prowadzącą w kierunku Bielska-Białej. Po drodze minęliśmy kolejny kościół Chrystusa Odkupiciela-prawdziwą perłę architektury sakralnej. Następnie przez mostek nad rzeką Biała wjechaliśmy na teren Komorowic (dzielnica Bielska-Białej). Nastepnie jechalismy drogą wzdłuż rzeki mijając Fabrykę Fiata. potem kręciliśmy się w okolicy dworca PKP Bielsko-Biała Główna, a potem przjeżdżaliśmy ruchliwą drogą obok Galerii Sfera, Domu Handlowego "Klimczok". Wjechaliśmy na Plac Wojska Polskiego, a następnie na Plac Ratuszowy, gdzie mieści się m.in Urząd Miasta.Potem kawałek jechaliśmy wzdłuż Białej, a następnie jadąc m.in ul. 1 maja i ul.Wdok dotarliśmy do obwodnicy (ul.Andersa). po przejechaniu po moście jechaliśmy na południowy zachód-w stronę gór. Pojawiły się liczne podjazdy i zjazdy-ale nie były one specjalnie dla nas męczące. W końcu w Wapienicy (dzielnica Bielska-Białej) dotarliśmy pod same góry!!! Naszym oczom zaczęły się ukazywać ładne widoki na Dolinę Wisły z Jeziorem Goczałkowickim i same miasto Bielsko-Biała. Zbocza gór oczywiście porasta las, a w lesie są drogi rowerowe i szlaki piesze. My właśnie skręciliśmy do lasu na jedną z tych dróg. Jako,że była niedziela i ładna pogoda miejsce to licznie odwiedzali mieszkańcy miasta i okolicy. Jadąc lesmym traktem zatrzymaliśmy się przy źródle!!! Woda doslownie tryskała z ziemi, a nad tym źródłem rosło jedno z leśnych drzew!!! zrobilismy fotki i pojechaliśmy dalej w nieznane... Mineliśmy paśnik i wjechaliśmy na drogę prowadzącą do sztucznego jeziora na potoku Wapienica. Oczywiście musieliśmy to miejsce odwiedzić...Nastepnie wróciliśmy się i zauwarzyliśmy pewne budowle. Myślałem,ze to jakieś bunkry, a to były... studnie!!! Jechaliśmy na dół drogą w stronę miejscowości Jaworze i tutaj zdziwiłem się, bo przypadkiem wjechaliśmy na "wiślankę" czyli Wiślaną Trasę Rowerową. Jechalismy jej krótkim odcinkiem (zapewne przyjdzie czas na sprawdzenie całej tej trasy podczas kolejnych wypraw) do Jaworza. Tam po przejechaniu starej drogi Bielsko-Skoczów minęliśmy budynek po byłej dyskotece "Silver Club" i tereny po gieldzie towarowej. Przejechaliśmy nad drogą S1 Bielsko-Cieszyn i wjechaliśmy do Międzyrzecza Górnego. Tam po zdrobyciu dużej górki zjechaliśmy do centrum wsi. Nastepnie skierowaliśmy się na Ligotę i Bronów, a nastepnie do domu.

Brzeszcze-Bieruń


Brzeszcze-Bieruń




11.04.2008 roku korzystając z bardzo ładnej pogody temperatury 20 stopni postanowiliśmy wybrać się do Bierunia. Zamiar wybrania się do tego miasta miał dojść do skutku latem 2007 roku, ale nie udało się go zrealizować, więc nadszedł czas by to zmienić.

W Bieruniu byliśmy już wcześniej-18.02.2006 roku!!! Wówczas jechaliśmy Wiślaną Trasą Rowerową m.in przez Pszczynę i Miedźną. Teraz jechaliśmy po części też WTR, ale przez Brzeszcze.

Wyruszyliśmy z Ligoty i skierowalismy się do Czechowic-Dziedzic-miasta szczególnie nam bliskiego i z którym jesteśmy związani od "bajtla"...Jechaliśmy północną jego częścią w okolicy KWK Silesia i Bielskiego Parku Techniki Lotniczej. Po przejechaniu przez rzekę Białą opuściliśmy historyczny Śląsk Cieszyński i wjechaliśmy do Kaniowa, a potem WTR wzdłuż wałów Wisły dotarliśmy do Dankowic i granic województwa małopolskiego-Jawiszowi (dzielnica Brzeszcz).Zobaczyliśmy jakie zakola tworzy tutaj "Królowa Polskich Rzek", jest tam też dużo tzw.starorzeczy. W Jawiszowicach niestety fatalnie oznakowana jest WTR!!! Jechaliśmy cały czas koło Wisły, aż do stacji PKP Brzeszcze-Jawiszowice, gdzie przejechaliśmy przez drogę do Pszczyny i hałdy kopalniane. Jadąc lokalnymi szlakami rowerowymi dojechaliśmy do Bojszów. Po drodze widzielismy ładny zajazd dla rowerzystów i linię kolejową. Potem już wjechaliśmy na WTR i jechaliśmy nią aż na rynek w Bieruniu starym. Rynek jest bardzo ładnie zagospodarowany-toteż zrobilismy kilka fotek i zatrzymalismy się na chwilę. Potem wróciliśmy się WTR do Bojszów. Tam po kilkunastu minutach "przymusowego zwiedzania okolic" i podziwiania willi jakie się tam pobudowały (co było nieplanowane) i znaleźliśmy się w miejscowości Świerczyniec.znacznie się wtedy ochłodziło i zaczęło się ściemniać-musielismy się cieplej ubrać i "zwijać" w stronę domu. Wkrótce wjechaliśmy na drogę 931 i przez las, gdzie mieśći się słynna zagroda żubrów w Jankowicach dotarliśmy do Pszczyny. Tam przejechaliśmy po specjalnym moscie dla pieszych i rowerzystów nad Drogą Krajową nr 1i wzdłuż niej (mijając komis samochodowy i hotele) polnymi drogami dojechaliśmy do Goczałkowic.Z Goczałkowic jechaliśmy obok basenu i stawów "Maćków" w stronę wału Jeziora Goczałkowickiego. Niestety było już ciemno, więc przez specjalną przeprawę nad Wisłą (w dzień możliwy jest przejazd koroną jeziora z Goczałkowic) wjechalismy do Zabrzega, a tam jadąc obok dworca PKP wróciliśmy do domu.



Wyprawa była testem dla nowego elementu na kierownicach naszych rowerów. Dzień wcześniej zakupiliśmy specjalne torby rowerowe, gdzie mozna umieścić m.in mapę i doglądać trasy bez zatrzymywania się i wyciagania mapy.My akurat mapy nie mieliśmy, ale torby zdały egzamin!!!

Podzas wyprawy panowała ładna pogoda i było bardzo ciepło (+20 st.) jak na kwiecień. Ilość przebytych kilometrów to 96,5 km.